Komentarze po etapie XII rajdu Dakar 2010

MajchrzakMaciej Majchrzak (uczestnik rajdu Dakar 2003, Mistrz Polski RMPST):

ZOBACZ TAKŻE: Maciej Majchrzak - kwestionariusz na Terenowo.pl

Trudno jest ocenić ten rajd, nie będąc na miejscu w Ameryce. Wielkie wyrazy współczucia dla Krzysztofa Hołowczyca, który mimo pięknej jazdy miał wielkiego pecha i nie dotarł do mety. Niestety rajdu nie ukończył również Olek Sachabiński. Natomiast o pozostałych polskich uczestników jestem spokojny, ponieważ: Jacek Czachor to jedyny Polak z tak ogromnym doświadczeniem, z którego wiedzy na pewno wszyscy korzystają. Wyrazy uznania dla Marka Dąbrowskiego, że po tak długiej przerwie spowodowanej licznymi kontuzjami, tak dobrze trzyma się w stawce. Wielkie brawa dla Krzysztofa Jarmuża, który jako amator również doskonale się sprawuje. Jakub Przygoński to nasza duża nadzieja na przyszłość i z pewnością jest to zawodnik, który mając za sobą wsparcie fabryki, mógłby powalczyć o podium. Rafał Sonik to największe nasze odkrycie Dakaru 2009 - znakomity zawodnik, który moim zdaniem powinien znaleźć się w pierwszej trójce także na tym Dakarze. O Kazberuka i Szustkowskiego też się nie obawiam, ponieważ osoba Jarka zawsze gwarantuje metę. Załoga ciężarowa: Grzegorz  Baran – Rafał Marton i Paweł Zborowski – to prawdziwi twardziele. Nie ma obaw, że nie dojadą do mety, mimo że nie tylko się ścigają, ale są zarazem autem serwisowym dla innej załogi. Trzymam za wszystkich kciuki!

Rajd Dakar 2010 to pożywka dla działań marketingowych. Informacje, które docierają do masowej widowni w Polsce, to relacja wg Orlen Teamu lub rajd VW w Eurosporcie.  Trochę poprawiło się w sportowych programach informacyjnych, gdzie wspomina się o losach wszystkich polskich uczestników. W takiej sytuacji samodzielnie nie uczestnicząc w zmaganiach, strasznie trudno o obiektywny, własny komentarz, który wniósłby coś nowego.

Dakar to wielka impreza PR-marketingowa, przy okazji której ścigają się kierowcy rajdowi. Wiele osób postronnych nie zna prawdziwego obrazu rajdu. W zawodach startuje 400 załóg, a massmedia pokazują zmagania 10 kierowców ze ścisłej czołówki. Relacje z ich walki wypaczają  całościowy obraz rajdu. A tam mają miejsce przecież prawdziwe pozytywne emocje, jak również tragedie i dramaty. „Zwyczajni” kierowcy zupełnie inaczej przeżywają rajd niż np. zawodnicy VW, na rzecz których pracuje ogromna rzesza mechaników, taktyków, masażystów, a ich jedynym zadaniem jest wyciskanie ostatnich potów z maszyny, która ma za zadanie przejechać jeden odcinek. Następnego dnia otrzymują na starcie w zasadzie zupełnie nowe samochody. Jeżeli zdarza się poważna awaria, to stresu nie ma, bo jest jeszcze 5 innych samochodów z teamu. A statystycznie ujmując, przynajmniej jeden z kierowców fabrycznego teamu powinien uniknąć pecha lub kardynalnego błędu na całej trasie, by ostatecznie „fabryka” mogła się cieszyć z sukcesu. Poza VW większość załóg wozi części zamienne w bagażniku i po przejechaniu morderczych odcinków rajdu samodzielnie przystępuje do obsługi samochodu czy motocykla. To oni są prawdziwymi bohaterami tego rajdu; tam jest prawdziwy sprawdzian wytrzymałości sprzętu i ludzi.

Bardzo często start w Dakarze niektórzy opłacają dorobkiem całego życia. Jak czuje się  człowiek, który musi zostawić uszkodzony samochód na wydmach, bo często sprowadzenie go po prostu się nie opłaca. Helikopter zabiera tylko załogę z paszportami. Jak musi się czuć motocyklista, jeden z wielu, który jedzie bez żadnego serwisu, a jego jedynym „wsparciem” jest nieduża metalowa skrzynia w samolocie oznaczona jego numerkiem, w której przewozi namiot, narzędzia i części zamienne na cały rajd. Taki zawodnik zwykle po przejechaniu 600-kilometrowego OSu sam bierze się za reanimację swojego motocykla tak, aby móc wystartować następnego dnia kosztem własnego snu i odpoczynku. Warto zobaczyć miny motocyklistów zebranych z pustyni przez tzw. „kostuchę” - połamane motocykle, kontuzjowani ludzie, których marzenie życia okazało się wielką osobistą tragedią... Co czują rodziny tych, którzy przez całe życie marzyli o Dakarze i nigdy z niego nie wrócili? Niestety media na takie rzeczy poświęcają bardzo mało miejsca. Osobiście byłem świadkiem jak angielska motocyklistka z poważnym urazem nogi po przyjeździe na metę odcinka nie chciała iść do lekarza, bo… bała się wykluczenia z rajdu, który był jej marzeniem. Do mety następnego odcinka już nie dojechała, bo miała poważny wypadek, w którym straciła oko i w ciężkim stanie została odwieziona do szpitala. Takich tragedii jest na rajdzie bardzo wiele. Ci ludzie zasługują na znacznie więcej uwagi ze strony mediów!

Jarek Kazberuk:

Odcinek był bardzo trudny technicznie, i piekielnie wyczerpujący, myślę że wiele załóg nie wytrzymało fizycznie tego piekła. Potworny upał, jazda w pełnym słońcu, na zewnątrz ponad 40 stopni, w środku auta myślę, że około 55, także jazda, praktycznie na granicy omdlenia. Jechaliśmy dziś bardzo szybko, czysto, bez żadnych kłopotów. Cały czas utrzymywaliśmy wysokie tempo, było trochę nawigacji, ale Robert, który był dziś pilotem, nie popełniał żadnych błędów. Jesteśmy bardzo zadowoleni, to był najdłuższy odcinek rajdu, przed nami jeszcze 300 km do biwaku. Auto jest sprawne, my, choć wyczerpani, czujemy się dobrze, a myślę że humory poprawi nam dodatkowo, dobra pozycja na mecie.

Robert Szustkowski:

Jechaliśmy dziś bardzo sprawnie, Jarek świetnie wyczuł teren. Było sporo bardzo szybkich sekcji, wyschnięte koryta rzek, trochę nawigacji. Etap trudny i mocno wyczerpujący, przede wszystkim techniczny i ciężki. Potworny upał dawał się nam we znaki, nie mieliśmy żadnych problemów technicznych i nawigacyjnych. Samochód w dalszym ciągu spisuje się dobrze, i oby tak dalej.

Grzegorz Baran:

Potworny upał, to jedno co ciśnie mi się na usta, temperatura w cieniu powyżej 40 stopni. W kabinie MANA padł chyba dzisiaj rekord temperatury, nie było czym oddychać. Etap ciężki przede wszystkim pod względem fizycznym. Ukończyliśmy odcinek bez strat, jeszcze nie ma oficjalnych wyników, ale myślę ze jest dobrze. Teraz byle na biwak, czyli kolejne 300 km przed nami.

Rafał Marton:

Potwornie długi i męczący etap, a przed nami jeszcze dojazdówka. Pękł nam dzisiaj jeden z dwóch zbiorników paliwa. Musieliśmy przepompować paliwo, zajęło nam to trochę czasu. Mieliśmy też male problemy z hamulcami, ale generalnie wszystko było ok. Ostatnie 140 km potworny kurz, piach i dziury, nic nie było widać w tym kurzu, musieliśmy jechać ze 40 km na godzinę. Etap dał nam potwornie w kość, ale jesteśmy na mecie i to najważniejsze.

Jakub Przygoński:

To był mój najlepszy odcinek, ale wcale nie był taki prosty. Dziś było 45 stopni, strasznie gorąco. W dodatku odcinek był poprowadzony po piasku. Podobało mi się, bo lubię taki teren. Przez wysoką temperaturę motocykle nie działały tak, jak powinny i mój też przerywał, więc trzeba było tak jechać, żeby jak najmniej stracić, ale poszło dobrze. W pewnym momencie poczułem ból ręki, spojrzałem, a tam był wbity pięciocentymetrowy kolec. Wyrwałem go i pojechałem dalej.

Jacek Czachor:

Drugą część po neutralizacji zacząłem szybko jechać. Do 20. kilometra było nieźle, a potem przesadziłem. Powinienem wolniej jechać. Motocykl mi  się zagotował i na łatwym podjeździe, który powinienem pokonać na trzecim biegu, motocykl nie podjechał. Musiałem zawrócić, żeby rozpędzić się i podjechać. Ostudziłem motocykl jadąc przerywającym gazem. Potem sprzęt zaczął jechać normalnie, dogoniłem Krzyśka Jarmuża i jechałem za nim. Na 42. kilometrze skręciłem w prawo i pomyliłem drogę. Straciłem parę minut i tak dojechałem do mety.

Marek Dąbrowski:

Było bardzo ciężko, piaszczysty i gorący etap. Na koniec motocykl przerywał. Pierwsze dwieście kilometrów było bardzo fajne, chciałbym bardziej się rozwinąć, ale w mojej grupie jest ciężko, dużo kurzu. Nie ma zbyt wielu możliwości. Wyprzedziłem trzech zawodników, ale co z tego, że się udało, skoro dalej było bardzo dużo ograniczającego widoczność kurzu. Stwierdziłem, że to nie bardzo ma sens. Za dużo ryzyka i trzeba jechać na swojej pozycji. Żyje myślą, że jeszcze tylko dwa dni do końca rajdu.

Francisco Chaleco Lopez:

Wspaniały etap, bardzo gorący pod koniec, techniczny i ciężki. Dobrze prowadziłem motocykl. Droga pasowała mojej maszynie, ale była trudna. Z ostatnich etapów Dakaru ten był najcięższy.

Carlos Sainz:

Całkiem szybki, niezbyt niebezpieczny, ale zdradliwy. Nie miałem problemów. Wszystko było OK.

Nasser Al-Attiyah:

Oes był szybki, a niektóre fragmenty były niesamowite. Raz auto było na czterech kołach, czasem na trzech, a czasem na dwóch. W pewnych miejscach było tak stromo, że jeszcze nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Prawie pionowo! Nie straciłem dużo czasu, więc był to dobry dzień. Jestem optymistą przed jutrzejszym dniem, nawet wielkim optymistą…

Christophe Declerck:

Bardzo cierpieliśmy z powodu gorąca. Pierwsza część etapu była kamienista; bardzo się kurzyło, więc trudno mi się wyprzedzało. Nie chciałem popełnić błędu, a  przede wszystkim chciałem uniknąć wypadnięcia z trasy i przebicia opony. Mam już dosyć kapci! Druga część oesu była piaszczysta, co oznacza, że mogłem ścigać się w terenie, który preferuję. To było jak wyścig w  Touquet – z hopkami i piaskiem. Bardzo mi się to podobało. Pragnąłem dziś wygrać i odrobić stratę do Sonika. Będzie ciężko wdrapać się na podium, ale dziś chciałem wszystkim przypomnieć o sobie, ze wciąż tu jestem!

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)