Komentarze i galeria po IV etapie rajdu Dakar 2013

Adam Małysz:
- Trochę szkoda, bo zakopaliśmy się na początku odcinka. Na podjeździe było strasznie miękko i wycofałem samochód. Pojechaliśmy dookoła po innych wydmach, lecz okazało się, że tam jest jeszcze bardziej miękko. Zagrzebaliśmy się w towarzystwie buggy. Trzeba było kopać, podkładać szyny. Zajęło nam to jakieś 10 minut i trochę samochodów nas wtedy wyprzedziło.

Potem jechaliśmy już dobrym tempem. Po zjeździe z wydm dopompowaliśmy powietrze w kołach. Na trasie było dużo skał. Podjeżdżaliśmy na niesamowitą górę po skalnej półce szerokości samochodu. Nie wiem, jak przejechały tam ciężarówki. Strasznie nas dzisiaj wytrzepało. Rafała i mnie boli kark. Było dużo dziur, tralek. Przytrafiło nam się parę "stempli". Uderzaliśmy w wydmy przodem samochodu.

Widzieliśmy buggy Carlosa Sainza. Stał zepsuty - to chyba pompa paliwa. Na sam koniec ścigaliśmy się z Balazsem Szalayem. Na plaży szedł jak burza na niskim ciśnieniu w oponach. Mogliśmy wyprzedzić go na finiszu, ale strasznie się kurzyło. Teraz czeka nas długa i monotonna dojazdówka na biwak.

Rafał Sonik:
- Dobrze być na trzeciej pozycji w takim momencie rajdu, ale od jutra zacznę się już modlić o silnik, bo tegoroczne etapy są dla niego bardzo wyczerpujące. Jeśli zaś chodzi o prowadzących Patronellego i Husseiniego, to ich tempo jest absolutnie poza moim zasięgiem. Gnają na oślep. Jadą bardzo odważnie, żeby nie powiedzieć ryzykownie i to się w każdej chwili może źle skończyć. Na początku odcinka specjalnego miałem zdarzenie, które mnie trochę rozbiło. Na dziewiątym kilometrze, w bardzo wąskim kanionie, w fesz feszu przewróciło się dwóch motocyklistów. Fesz fesz to najgorsze podłoże, po jakim można jechać, bo jest jak rozpylona skała. Dostaje się wszędzie i kiedy jedzie się zanurzonym w jego grubej warstwie kompletnie nic nie widać. Zapada noc. W takich warunkach i trudnym ukształtowaniu terenu, nie miałem jak ominąć tych motocyklistów i stałem tam może nawet 15 minut.

Łukasz Łaskawiec:
- Dzisiejszy etap to bardzo szybki i kamienisty odcinek oraz długa, ponad 400 kilometrowa, męcząca dojazdówka na biwak, która chyba najbardziej dała mi się we znaki. Na trasie unosiły się ogromne ilości fesz feszu, powodujące, że nie praktycznie nic nie widziałem. Miałem wrażenie, że nigdy nie wyjadę z tego piekielnego kurzu... Mieliśmy też dwa strome zjazdy, jeden w początkowej partii etapu, dugi tuż przed metą, na których trzeba było szczególnie uważać. Etap był też niesamowicie widowiskowy - przez około 15 kilometrów trasa ciągnęła się po plaży, wzdłuż oceanu - krajobraz był niesamowity, wokół quada biegały kraby, można powiedzieć, że organizator wynagrodził nam wcześniejsze męczarnie. Niestety, jeszcze na odcinku specjalnym uszkodziłem wydech, quad pracował więc bardzo głośno i na koniec dnia mam wrażenie, że kompletnie nic nie słyszę. Poza tą drobną usterką, moja Yamaha spisuje się świetnie.

Guerlain Chicherit:
- To był naprawdę, naprawdę niesamowity dzień. Byliśmy bliscy zwycięstwa. Dzisiaj bardzo się kurzyło, więc nie było łatwo wyprzedzać innych, ale ostateczny rezultat nie jest zły. Jutro wystartujemy z drugiego miejsca, co jest znakomitym punktem wyjściowym, bo powalczyć o zwycięstwo, które będzie również naszym pierwszym zwycięstwem w tym aucie. Zobaczymy, jak będzie jutro.

Nasser Al-Attiyah:

- To nie były łatwe wydmy i trudno mi było przecierać trasę, ale cieszymy się bardzo, że ukończyliśmy dzisiejszy etap bez problemów i błędów. Jutro nie powinno być tak trudno. Być może stracimy nieco czasu, ale sądzę, że to nie ma większego znaczenia ile. Musimy jakoś doczekać do Chile. Chile to dobre miejsce dla naszego auta. Cieszę się, że jestem blisko Peterhansela. Dziś ja i Lucas wykonaliśmy dobrą pracę. Samochód sprawuje się bez zarzutu.

Oliver Pain:
- Dogoniłem czołówkę pod koniec etapu, ponieważ trochę pobłądziła. Byłem za nimi, u szczytu doliny, więc mogłem wybrać lepszą, krótszą drogę, dzięki czemu bardzo zyskałem na czasie. Od samego początku jadę własnym tempem, bez ciśnienia, po prostu dla zabawy, starając się nie popełniać błędów. Dlatego nie chcę ekscytować się miejscem, które obecnie zajmuję w klasyfikacji generalnej. Do mety rajdu jeszcze daleko, moim celem jest kończenie każdego dnia w TOP10 i mam nadzieję, że będę to czynił aż do samego końca.

Joan Barreda Bort:
- Wczoraj miałem bardzo zły dzień -  połamałem szprychy w kole i straciłem mnóstwo czasu. Ale dziś jechało mi się wyśmienicie. Wystartowałem z dalekiej pozycji i od samego początku aż do mety nieustannie atakowałem. Jeszcze nic nie jest stracone, zamierzam walczyć każdego dnia, by powrócić na czoło klasyfikacji.

Kuba Przygoński:
- Początek trasy bardzo trudny, jechaliśmy po miękkich wydmach. Później zjeżdżaliśmy z ekstremalnie stromego zjazdu, miał ponad 400 metrów długości, tamtędy zostały puszczone tylko motocykle. Trudno było wyhamować sprzęt i cały czas walczyliśmy żeby się utrzymać w siodle. Na końcu była bardzo stroma ściana, przed którą ciężko było się zatrzymać. Odcinek jednak bardzo dobry. Jechaliśmy kawałek bezpośrednio nad morzem, tam nie mogliśmy się rozpędzić z powodu silnego wiatru.

Jacek Czachor:
- Dzisiaj był ewidentnie najtrudniejszy dzień. Były wydmy, ale to nie one, lecz góry, stanowiły największy problem. Trasa dla motocyklistów była wyjątkowo ciężka z dużą liczbą ostrych kamieni. Trzeba było również uważać na zjazdach by nie zyskać zbyt dużej prędkości.

Marek Dąbrowski;
- Na początku etapu praktycznie nie było widać gdzie jedziemy. Zgadywałem wytaczając kierunek jazdy. Wszędzie zakopywali się motocykliści. Wyjątkowo wymagający odcinek. Kiedy zrobiło się bardziej przejrzyście na trasę wyległo tysiące krabów, je zapewne najbardziej zapamiętam z tego odcinka.

fot. X-Raid, orlenteam.pl, Maragni M. / KTM Images, Dessoude, ASO, DPPI, Speedbrain, Marian Chytka, Robb Pritchard, Jacek Bonecki, vdbrinkrallysport.nl
Oceń ten artykuł
(0 głosów)