Campus Islandia Expedition 2011 (19-27.08) – to już meta

Rano wyruszyliśmy F208 w kierunku wybrzeża, jednak po drodze postanowiliśmy skręcić w szlak górski, o którym nam mówili islandzcy przewodnicy, określający go jednym z najtrudniejszych szlaków dostępnych dla samochodów na całej wyspie.

Droga rzeczywiście była nieprzejezdna dla średnio przygotowanych samochodów, parę karkołomnych zjazdów i podjazdów zrobiło na mnie wrażenie. Trasa ta jest praktycznie nieuczęszczana; poruszając się nią, trzeba cały czas na jak największej skali śledzić mapę topograficzną w GPS, aby nie zjechać z wytyczonego szlaku. Jest to niezmiernie ważne z dwóch powodów. Po pierwsze, aby nie rozjeżdżać kołami samochodu delikatnej gleby, po drugie, że za zjechanie ze szlaku obowiązuje mandat w wysokości 3000 Euro.

Po przekroczeniu kilkunastu brodów dojechaliśmy do miejsca przeprawy przez rzekę oznaczoną jako ruchome piaski. Okazało się, że brzeg rzeki jest z stworzony z bardzo miałkiego pyłu wulkanicznego. Na szczęście duża ilość mocy w naszej Toyocie pozwoliła nam pokonać tą przeszkodę w sposób dynamiczny i wylądować bezpiecznie na „twardym”.

Po kilku godzinach jazdy droga doprowadziła nas do jeziora i według mapy prowadziła wodą po jego brzegu przez około pół kilometra. Znając wypadek czeskiej Tatry, założyłem wodery i ruszyłem wodą, brodząc w około 50-70 centymetrowej wodzie. W połowie jeziora droga na chwilę wchodziła na brzeg jeziora, moje zdziwienie wzbudziły odciśnięte ślady gąsienicy po jakiejś ciężkiej maszynie budowlanej. Od razu zacząłem się zastanawiać, czy aby nie jesteśmy właśnie w tym miejscu, gdzie utonęła Tatra. Dzięki temu spacerowi spokojnie i bez stresu przejechaliśmy jeziorko i ruszyliśmy dalej w trasę. Po kolejnych kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do maleńkiego górskiego schroniska położonego nad brzegiem rzeki i otoczonego lawowym lasem. Woda przez tysiące lat wyżłobiła lawę tak, że przypominała drzewa. Dalsza droga była już znacznie lepsza i szybko podążaliśmy w kierunku F208. Na jednym ze wzgórz czekała nas niespodzianka w postaci kontroli przez Rangera z tutejszego parku. Oczywiście zostaliśmy wypytani, czy nie jeździliśmy poza wyznaczonym szlakiem. Pokazanie „śladu” w naszym Garminie Montana pokrywającego się idealnie z trasą na mapie rozwiało wszystkie wątpliwości. Pan okazał się bardzo sympatyczny, poinformował nas, że na tą drogę praktycznie nie zapuszczają się turyści samochodami. Dowiedzieliśmy się również, że jezioro którym jechaliśmy, to rzeczywiście jest to w którym utonęła Tatra. Pan nas poinformował, że Czech wariował Tatrą po jeziorze i za bardzo odjechał od brzegu, wpadając kołami w znajdujący się w jeziorze krater wulkaniczny o głębokości 14 metrów.

Popołudniem droga doprowadziła nas na wybrzeże. Po drodze udało nam się wypatrzeć stojącą koło warsztatu samochodowego czeską Tatrę, która po paru dniach spędzonych w jeziorze przechodziła gruntowny remont. Wieczorem znaleźliśmy fajny nocleg niedaleko głównej drogi. Ciekawostką tego noclegu był wrak Dakoty DC3 amerykańskiej marynarki wojennej, który awaryjnie musiał lądować 24 listopada 1973 roku.

Rano ruszyliśmy do najczęściej fotografowanego miejsca Islandii, czyli Ice Lagoon. Po dojechaniu wiedzieliśmy od razu, dlaczego tak jest. Wielkie bloki lodowe odrywające się od lodowca dryfują w stronę wąskiego przesmyku, który prowadzi do oceanu. Ponieważ przesmyk jest do tego dość płytki, zatoka ta staje się przymusowym postojem dla olbrzymich brył lodu.

Następny dzień potraktowaliśmy jako etap transportowy. Przemieszczaliśmy się główną drogą w stronę południowo wschodniego kawałka Islandii.

Przedostatni dzień naszej wyprawy po Islandii był bardzo napięty. Postanowiliśmy dotrzeć do miejsca, które musieliśmy odpuścić sobie na początku wyprawy, czyli słynnej Askji. Kaldera wulkanu, otoczona ośnieżonym górami Dyngjufjöll, ma rozmiar 50 km², gdzie znajdują się dwa jeziora: najgłębsze na Islandii Öskjuvatn (220 m głębokości) oraz Viti (isl. Piekło) wypełnione ciepłą, siarkową wodą. Ostatnio do jego wybuchu, który wyrzucił popiół na wysokość 8 tys. metrów doszło w 1961.

Nam niestety z braku czasu i kiepskiej, mocno wietrznej pogody nie było dane wspiąć się na jej szczyt. Udało nam się za to dotrzeć do innego, niesamowitego miejsca. Piękne, lodowe jaskinie mieszczące się po północnej stronie Vatnajokull, zapierały dech w piersiach. Niestety latem wejście do nich do środka grozi śmiercią, odgłos co chwilę odrywających się brył lodu skutecznie nas powstrzymał przed ich eksploracją.

Późną nocą dotarliśmy do kresu naszej podróży, miasteczka Seydisfjordur, ostatni nocleg nad brzegiem fiordu znaleźliśmy na tyłach małej przystani. Poranek przywitał nas piękną pogodą i widokiem majestatycznego promu przepływającego po między otaczającymi go górami.

Nasza niesamowita przygoda z Islandią się zakończyła. Wiemy jedno, zamierzamy tu wrócić zimową porą i poznać inne, surowsze oblicze tego pięknego kraju. Za parę dni przedstawimy podsumowanie tego niesamowicie spędzonego miesiąca.

Pozdrawiamy wszystkich którzy śledzili nasze poczynania i zapraszamy do zostania fanami na naszej stronie www.facebook.com/CampusAdventureTeam tam będziecie zawsze znali nasze poczynania.

Michał Rej, fot. Piotr Stańczak

TERENOWO Wyprawa Campus Islandia Expedition 2011 odbywała się pod patronatem medialnym portalu TERENOWO.PL.