Łada Niva 1.7i – najwspanialsza, lepszej nie ma...

Nasze drogi zeszły się w 2006 roku. Jak to najczęściej bywa w takich związkach - człowiek nawet nie wie, co go ciągnie do tej drugiej połówki. Po prostu olśniła mnie swym pięknem i kanciastymi kształtami. Poznaliśmy się w Bydgoszczy. Zapuszczona była strasznie i zaniedbana. Nie powinno się patrzeć w rocznik, ale... ze względów formalnych musiałem. Niby 2004, ale cóż... widać było na oko, że to nie do końca prawda. Ale miłość jest ślepa, nie inaczej było w tym przypadku.

Już pierwsza wspólna podróż z Bydgoszczy uświadomiła mi, że to nie będzie łatwy związek. Nie miała hamulców, strasznie werczała, miała problemy z gazem, z byle powodu się gotowała i - nie boję się tego napisać - fatalnie się prowadziła. Jak tylko dotarliśmy do domu powiedziałem, że tak to nie może wyglądać. Wyzerowałem jej licznik i wysłałem na dwumiesięczną kurację na spa-warsztat do jaworzniańskiego cudotwórcy i uzdrowiciela, który tknął w nią drugie życie.

I tak oto ładzianka na przełomie 2006 i 2007 roku trafiła w góry, pod Giewont. Tu zadomowiła się dość szybko. Zyskała wielu przyjaciół, którzy już z daleka machali do niej wesoło. Uwielbiała wspólne wycieczki po lokalnych łąkach i lasach, woziła mnie dzielnie przez mniej lub bardziej kamieniste drogi a od czasu do czasu zażywaliśmy wspólną kąpiel w okolicznych strumyczkach. Co więcej - okazało się, że świetnie nam się razem pracuje. Nigdy nie mieliśmy problemu z dotarciem do miejsca pożaru, czy wypadku. Super dogadywała się z dzieciakami, pozwalała sobie włazić na sam czubek, skąd rozpościerały się piękne widoki na okolice. A i jak trzeba było, to zmieściła drużynę piłkarską, aż siedemnastu zawodników jednego z uczniowskich klubów, a trener dostojnie siedział na kole zapasowym - i tak polami wesoło jeździliśmy na mecze. To były piękne czasy...

Uwielbialiśmy dalekie podróże, również z campingiem. Wspólnie kilkakrotnie przemierzyliśmy z przyczepką dystanse rzędu kilu tysięcy kilometrów po różnych regionach Polski. Wspaniałe okolice Mazur, Pomorza czy Pojezierza Myśliborskiego, wizyty w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym i bunkrowych kompleksach w Mamerkach i Gierłoży czy wspólne wypady na opuszczone poligony mazurskie - bajka.

Ale dopiero zimą robiło się naprawdę gorąco - namiętność sięgała zenitu. Dobre gumy dawały nam odpowiedni poziom bezpieczeństwa i mogliśmy iść na całość. Czasami w grę wchodziły różne gadżety - liny kinetyczne, wyciągarki ręczne a nawet łańcuchy, choć raczej woleliśmy jazdę bez tego. A i tak byliśmy lepsi od innych. Kiedy oni stali w korku lub dopiero w trakcie zimowej zabawy zakładali zabezpieczenia - my śmigaliśmy nawet bez poślizgu. Jednak stały napęd na 4 koła z możliwością blokady centralnego mechanizmu różnicowego i reduktor czyniły i czynią cuda.

I tak nasz związek, mniej lub bardziej burzliwy trwa nadal. Systematyczne odwiedziny w warsztatowym spa dają mojej niviaście siłę i moc na kolejne mniej lub bardziej ostre jazdy. Choć ważne jest także zrozumienie. Wiesz... "te" dni... Czasami naprawdę złościmy się na siebie, kiedy ja mam ochotę na jazdę, a ona nie. Buntuje się bo "coś tam, coś tam". Ale zawsze da się grzecznie odprowadzić do nowotarskiego speca, który dba o nią od 4 lat i zna już wszelkie jej bolączki, jak zresztą i innych jej rosyjskich znajomych, bo specjalizuje się w tym temacie. I prawdą jest, że z niviastą jest tak, że jak nie trzaśniesz, to się nie zamknie.

Od czasu, kiedy zmieniłem orientację i skłoniłem się ku motocyklom, nasz związek troszkę jakby oziębł. Już nie mamy tylu okazji do wspólnych zabaw i frajdy, jaka nam towarzyszyła jeszcze kiedyś. I troszkę nas w tym związku za dużo - doszedł jednoślad i jeszcze inny pojazd. Poza tym widać, że ona powoli starzeje się, a ja chyba nie chcę pozwolić jej umrzeć. A że nie bardzo mam czas i zdolności manualne, żeby jej pomóc, to szukam dla niej odpowiedniego partnera. Wierzę, że znajdzie się ktoś, kto doceni jej wszystkie zalety, przymykając oko na pewne drobne wady. Że ktoś pokocha ją tak, jak i ja ją kochałem i obudzi w niej drugą młodość. Ja już niestety nie potrafię:(

Z wielkim bólem serca wystawiam na sprzedaż moją przyjaciółkę i towarzyszkę wielu pamiętnych przygód, niezastąpioną i jedyną w swoim rodzaju ładziankę niviastę.

Text i foto: Adrian Gładecki. Więcej zdjęć: http://agstudio.pl/niva/

Szczegóły i kontakt z właścicielem:
http://allegro.pl/lada-niva-1-7i-najwspanialsza-lepszej-nie-ma-i3118195823.html