Baja Carpathia 2013 w opinii rajdowców

Tomasz Piec:
- Wszystko, co kojarzy mi się z naszym debiutanckim startem w pierwszym licencjonowanym rajdzie, mogę zamknąć w słowie WYZWANIE. Zaplanowaliśmy sobie start w I rundzie RMPST – odwołana. Szczęście w nieszczęściu, bo nie byliśmy gotowi. II runda RMPST – odwołana. Pewnie też nie byliśmy gotowi. I wreszcie III runda – Baja Carpathia, która de facto stała się rundą pierwszą i miejscem naszego debiutu jako zespołu 4xDRIVE.

Wyzwaniem był każdy obszar: jak poradzi sobie zespół serwisowy (limity czasu są bezwzględne), jak poradzą sobie nasze samochody (walka z ich przygotowaniem trwała do ostatniej chwili), jak poradzą sobie załogi (zgrywaliśmy się ostatnie 3 miesiące bardzo intensywnie); jak damy radę na trudnym terenie rajdu (nieocenione okazało się doswiadczenie Sławka Wasiaka i jego pilota Marcina  - MRT8 T1)... Dość powiedzieć - niesamowita porcja emocji przed startem.

I wreszcie Rzeszów – pierwsze badanie techniczne przechodzimy z jedną uwagą: brak oklejonych folią szyb – oklejamy je godzinę poźniej; żar leje się z nieba, jest 37,5 stopni, jak się poźniej okazało, asfalt prologu ma chyba z 50stopni. Czekamy do 18.20, ubieramy wdzianka i... wpadam w panikę (okazuje się, że mam za ciasny nowy kombinezon i nie mogę się w niego za cholerę wbić, a start za 20 min). Taka wtopa na początku – walczyłem z żywiołem dobre 15 min. i bliski omdlenia startuję za Łukaszem (Nissan Navara Red) do 4 kółek po asfalcie i kostce.

Pierwsze wrażenie: jadę, a właściwie przesuwam się jak żółw i ze zdziwieniem notuję fakt, że nie mieszczę się na nawrocie, bo... zbyt szybko wchodzę w zakręt i dwa razy w tym samym miejscu zaliczam bliskie spotkanie z obcym mi kulturowo krawężnikiem – wiem, że tam gubię z 10 s. ... Ostatecznie meta i przyzwoity 7. czas. Jestem mokry z emocji – adrenaliny i tego zbyt małego śpiocha, w którym jadę... Masakra!

W sobotę start do odcinka Bojanów – ca 120 km jednym ciągiem. Już rano wiadomo, że wysoka temperatura wyrwie z butów, ale rzeczywistość okazała się znacznie gorsza. Potężny skok adrenaliny i startujemy za „Lechem” z czerwonej Navary i właściwie jedziemy razem w niezłym tempem przez prawie 114 km. Po drodze mijamy pierwsze rozsypane samochody... dalej nie pojadą. Dojeżdżamy do przeprawy błotnej, w której powklejane 4-5 załóg walczy zaciekle z wodą – błotem i komarami... I tu właśnie przydaje się doświadczenie z przeprawy. Przejeżdzamy przeszkodę i wjeżdżamy na różne odcinki OS-u; kostkę, piaski pasów taktycznych, leśne dukty z masą korzeni i piaszczyste drogi poligonu. Generalnie świetny odcinek, bardzo kręty i z niespodziankami przeprawowymi. Na 14 kratek przed metą dramat – nasz świat na kółkach ani ruszy. Pada nam przedni napęd na długim, piaszczystym pasie taktycznym, a przy dużej mocy tył zakopuje się momentalnie. Straszny pech! Do serwisu docieramy bez szans na start do dwóch 5 km OS-ów na Błoniach obok Sanu... Sypią się kary – jest rozwiązanie regulaminowe, więc wstawiamy powóz do parku ferme i rano poobijani psychicznie startujemy do dwóch ostatnich OS-ów w Nowej Dębie.

Całą noc padało, jakby miało zrekompensować zabójcze słońce z soboty – masakryczna ciaparyja – sporo błotnych wyrw i korzeni na wierzchu. Plomby kruszą się jak stary tynk! Trasa OS-u częściowo znana z soboty, a w nowej odsłonienie bardzo urozmaicona ciasnymi nawrotami w lesie i wąskimi przecinkami nagle kończącymi się w piasu po kolana... I tu trzymamy tempo – silnik pracuje równo i nie przestaje do końca odcinka – poza paroma niespodziankami dojeżdzamy w całości, ale nie walczymy o wynik przy tylu karach. Chcemy maksymalnie skorzystać, więc przykładamy się do każdego winkla czy prostej, szukając optymalnego toru jazdy. Zjeżdzamy do serwisu, kiedy zaczyna się pandemonium – matka natura wiadrami obdziela każdy metr kwadratowy trasy, po której za godzinę znowu jedziemy... Będzie się działo! Ostatni odcinek potwornie śliski, zjazd na trawę to jak jazda po lodzie na slickach – kupa błota i padający deszcz. Na samym początku zbyt łagodnie po błotnej pułapce i skarceni wklejamy niemiłosiernie – wyciągnięci jedziemy swoje, w drugiej połowie łapię rytm i mamy z Remkiem sporo fanu. Nieszczęśliwie mylimy zjazd (jak się okazało 90% załóg go przejechała), walimy w prawo, a miało być prosto... Strata czasu, ale gonimy i wreszcie meta ostatniego odcinka.

Cały rajd kończymy na 11. pozycji w klasyfikacji Mistrzostw Czech i bez punktów w RMPST, ale w całości bez strat w samochodzie z ogromnym bagażem doświadczenia i przekonaniem, że możemy powalczyć z najszybszymi T2, jeżeli bezbłędnie pojedziemy technicznie i nawigacyjnie! To jest nasz czas na naukę i zbieranie doświadczenia – każdy kilometr rajdowy jest dla mnie (dla nas) ważny. Fakt, że wszystkie trzy Navary docierają do mety w dobrym czasie wśród 18 z 34 samochodów, jest dobrym prognostykiem przed Bają Poland w sierpniu.

Co ważne, okazało się, że dajemy radę ogarnąć auta w serwisie i tu wielkie podziękowania dla wszystkich za ogromny wysiłek i pomoc w przygotowaniu samochodów do poszczególnych odcinków!

Podsumowując, mogę powiedzieć, że to niezwykle udany początek całego zespołu. Przygotowania do kolejnych startów musimy zacząć już teraz, dokładnie przeanalizować błędy i pomyłki oraz wyciągnąć wnioski z bolesnych czasami doświadczeń. Na koniec powiem od siebie: czad był nieziemski i nawet nie przeszkadzała mi mantra Remka „wolniej” „wolniej” – „szanuj samochód” „szanuj samochód”:)!!!

Robert Kufel:
Pierwszy debiutancki rajd w nowych autach. Jak zawsze ogromne emocje i adrenalina pojawiły się przed startem, tym bardziej że postanowiliśmy zbudować nowy zespół, który łączy w sobie wiele "rozmaitości". Okres przedrajdowy był bardzo trudny – pracowaliśmy non stop przez 3 tygodnie, przy okazji ściągając części z całej Polski.

Prolog był bardzo nietypowy jak na charakterystykę naszych aut, bo odbywał się na asfalcie w centrum Rzeszowa. Właściwa rywalizacja rozpoczęła się od sobotniego poranka na terenach czynnego poligonu wojskowego w Nowej Dębie. To odcinek bardzo wymagający dla aut (szczególnie T2 produkcyjnych), zwłaszcza, że temperatura była zdecydowanie za wysoka. Trasa kręta, dość śliskie podłoże w lasach. Na jednym łuku popełniam błąd i nasze auto ląduje lewą stroną w rowie. Sami o własnych siłach nie jesteśmy wydostać się z tej pułapki. Tracimy kilka dobrych minut, zanim ruszamy. Podczas tego odcinka mamy jeszcze kilka newralgicznych i "przeprawowych" miejsc, ale mimo to udaje się nam osiągnąć metę. Straty czasowe są dość znaczne i podejmujemy decyzję o "przekonfigurowaniu" auta.

Sobota to dla mnie wielka nauka i zebrane doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Auto po modyfikacjach zostaje odprowadzone do parku zamkniętego i startujemy do niedzielnych osów z końca stawki. Trasy podobne, ale jedziemy szybciej. Zdecydowana poprawa widoczna jest także w wynikach (OS 5 kończymy z drugim czasem w klasie T2, OS 6 kończymy jako pierwsi).

Rajd mimo wszystko udany. Ważne jest to, że wiemy, co należy poprawić i nad czym pracować, aby osiągać jeszcze lepsze wyniki. Na pewno nie spoczniemy na laurach i mam nadzieję, iż efekty będą widoczne na następnych eliminacjach Mistrzostw Polski.

Cieszymy się, że wszyscy dotarliśmy do mety. Jak wiecie, wiele ekip pomimo wielkiego trudu zakończyło swoje zmagania już na pierwszym oesach.

Łukasz Lechowicz:

Rajd Baja Carpathia 2013 był dla nas pierwszym startem w nowej dyscyplinie / rodzaju rajdów. Teraz na spokojnie możemy powiedzieć, że to jak najbardziej udany debiut przy zmianie rajdów amatorskich na sportowe / profesjonalne. Zajęcie wysokiego miejsca (4) w naszej klasie z niewielką stratą do podium w Mistrzostwach Europy Centralnej jest mocną motywacją i dobrą prognozą na sezon.

Dużym sukcesem jest zdobycie przez Sławka Wasiaka oraz Marcina Grydziuszko (Mitsubishi Pajero T1) i naszą załogę Łukasz & Łukasz – 2. miejsca w klasyfikacji zespołów. Poza tym jesteśmy klasyfikowani na miejscach: 10. w Mistrzostwach Polski wszystkich klas, 11. Mistrzostw Europy wszystkich klas, 8. i 10. w Pucharze Czech, 11. w Pucharze Słowacji. Jako debiutanci pomagaliśmy innym załogom, w tym Maćkowi Stańco, który walczył o wygraną i gdy jego auto zatrzymało się w kałuży - wyciągnęliśmy je. Odwdzięczyło nam się to, gdy nam pomogła inna załoga z Toyoty. Takich sytuacji było kilka, gdy pomagaliśmy innym. Może zabrało nam to czas, w którym znaleźlibyśmy się na podium (15 minut), ale w rajdach terenowych pamiętamy, że poza czasem ważna jest pomoc innym w pokonaniu trasy.

Trasa - Nowa Dęba / Bojanów - jest mnie i Łukaszowi Soleckiemu bardzo dobrze znana z innych rajdów i wiemy, że potrafi nauczyć pokory, zwłaszcza piach w 40-stopniowym upale. Ale dzięki naszej wspólnej pracy dotarliśmy bez strat na każdy odcinek i możemy powiedzieć, że po rajdzie auto nadaje się tylko do umycia.
Auto - kilometry testowe nie poszyły na marne - nauczyły nas obsługi i zachowania rajdówki klasy T2 Cross Country, czyli naszego Nissana Navara.

Serwis i logistyka zagrały w 100 %, za co chciałbym podziękować wszystkim zaangażowanym, bo to dzięki nim jesteśmy na mecie. 4XDRIVE, w którym bierzmy udział i współtworzymy, zadziałał w 100% i ma duży potencjał rozwojowy.

Miroslav Zapletal:

W tym rajdzie startowaliśmy nie swoim samochodem, który był zupełnie inaczej ustawiony niż mój Hummer. Nie podobała mi się praca sprzęgła i wiele innych rzeczy, których nie udało nam się zmienić. Do mety dojechaliśmy bez większych problemów i to mnie bardzo cieszy. Zaskoczyła mnie trochę pogoda, nie spodziewałem się, że będzie tak ciężko. Konkurencja była bardzo silna, a samochód dla nas nowy, więc z drugiego miejsca jesteśmy zadowoleni.

_MG_2494Łukasz Komornicki:
Ciągle jesteśmy w cyklu przygotowań do Dakaru, ale to jeszcze długa droga. Najlepiej poszedł mi prolog. Przez 120 km najdłuższego odcinka uczyłem się nowego samochodu. Musiałem też zmienić kilka ustawień. Na Błoniach pojechałem całkiem szybkim tempem, ale niestety na OS 5 z felgi zeszła opona, w zakręcie auto przewróciło się na bok i bardzo długo czekałem na pomoc. Na kolejnym przejeździe tej próby startowaliśmy z odległej pozycji. W miejscu, gdzie zakopał się Tomas Horansky, chcąc go wyprzedzić, też pechowo ugrzązłem. Ale jesteśmy zadowoleni, bo przećwiczyliśmy wszystkie stałe fragmenty gry.

Maciej Stańco:
To był dla mnie bardzo ciężki rajd, a o jego przebiegu decydowało szczęście. My mieliśmy go mniej. Drugiego dnia utopiliśmy się w błocie, tracąc szansę na wygranie klasy T2. Jestem trochę niezadowolony, nie poszło po naszej myśli, na dodatek Ernest zgubił kartę drogową, za co otrzymaliśmy godzinną karę. Wczoraj złamaliśmy amortyzator, nie zdążyliśmy z serwisem i kolejna 6-minutowa kara. Cóż taki jest sport, czekamy do następnej eliminacji. Dla mnie to ciągły trening i przygotowanie do przyszłego sezonu. Poznaję nowe trasy i uczę się rzemiosła rajdowego. Bardzo dziękuję moim sponsorom, bez których nie mógłbym startować – firmom: Fuchs, Berner i ubierającym nas od wielu lat Ozoshi.
Not i fot. Piotr Krauschar, Paweł Rosłoń

BajaCarpathia Master Race 2013 – wyniki końcowe:

1. Adam Małysz/Rafał Marton (PL) Toyota Hilux 3:24.09
2. Miroslav Zapletal/Maciek Marton (CZ/PL) Hummer H3 Evo +6.17
3. Sławomir Wasiak/Marcin Grydziuszko (PL) Mitsubishi Pajero +26.21
4. Antal Fekete/GyörgyToth (H) Toyota Hilux +29.39
5. Włodzimierz Grajek/Piotr Brakowiecki (PL) SAM MRT +1:01.42
6. Łukasz Komornicki/Artur Kołodziej (PL) Opel Mokka +1:06.22
7. Piotr Cierzniewski/Michał Bojar (PL) SAM MRT +1:10.07 (1. TH)
8. Tomas Horansky/Karel Uhrik (CZ) Toyota Land Cruiser +1:19.18 (1. T2)
9. Dariusz Kalisz/Marek Siarek (PL) Mitsubishi Pajero +1:39.27 (2. T2)
10. Mariusz Andrych/Bartosz Kostołowski (PL) Toyota Land Cruiser +2:07.18 (3. T2)
11. Łukasz Lechowicz/Piotr Solecki (PL) Nissan Navara +2:22.03 (4. T2)
12. Maciej Stańco/Ernest Górecki (PL) Porsche Cayenne +2:37.37 (5. T2)