Ultramaratończyk na starcie Motomaratonu. Rozmawiamy z Patrykiem Łoszewskim

czerwiec 20, 2013
Dwa tygodnie temu ukończył Bieg Rzeźnika (blisko 80 km w Bieszczadach), regularnie występuje w maratonach biegowych, planuje kolejne biegi ultra. Jednocześnie od lat startuje w  Rajdowych Mistrzostwach Polski Samochodów Terenowych, rajdach cross-country, posiada tytuły mistrzowskie, w tym Mistrza Polski RMPST z 2009 roku. 22 czerwca zamiast w Baja Carpathia – pierwszej tegorocznej rundzie RMPST – stanie jednak na starcie Motomaratonu 24H. Rozmawiamy z Patrykiem Łoszewskim.

Arek Kwiecień: - Zamiast w „Carpathii” wybrałeś Motomaraton 24h. To nie wygląda na przypadkową decyzję...

Patryk Łoszewski: - Od pewnego czasu mniej startuję w rajdach. To wynik przestawienia priorytetów życiowych, powiększonej rodziny, spraw zawodowych i dużych kosztów udziału w rajdach cross-country. Kalendarz cross-country ograniczyłem do kilku imprez w roku. Uzupełnieniem rajdów są biegi, które kiedyś służyły przygotowaniu kondycyjnemu do rajdów, ale które z czasem stały się dla mnie sportem samym w sobie i pasją prawie taką, jak rajdy. Planujemy na ten rok występy w pojedynczych rajdach cross-country. Ale rajdy są odwoływane, przesuwane. Zmieniony termin mojego ulubionego Baja Carpathia niestety wywołał kolizję z moim istotnym zobowiązaniem zawodowym, a tego typu rajd wymaga uczestnictwa na miejscu już od piątku. Motomaraton, który odbywa się prawie w tym samym terminie, ale jest jednak krótszy, uznałem ponadto za ciekawsze wyzwanie. Ciekawsze, bo łączy moje dwie pasje: sportową jazdę samochodem i zawody wytrzymałościowe. Wśród już ponad stu startów w zawodach samochodowych… nigdy nie braliśmy udziału w rajdzie 24-godzinnym! A myślimy o tym już od dawna. Kilkakrotnie byliśmy za granicą (m.in. we Francji i  Czechach), by z bliska poznać specyfikę tych zawodów. Bardzo ucieszyliśmy się na wieść, że w Polsce zorganizowany zostanie Motomaraton. Dlatego decyzja była dość łatwa, choć oczywiście żałuję, że nie mogę również wystartować w Baja Carpathia.

- Jako były Mistrz Polski zapewne nastawiasz się na walkę o zwycięstwo?
- Dla mnie i mojego teamu starty w rajdach czy wyścigach to zawsze sport na poziomie zawodniczym, wyczynowym. Takie samo jest nasze podejście do tych zawodów, a przygotowania nie różnią się w porównaniu do innych startów. Ale nie oznacza to, że nie podchodzimy do nich na dużym luzie. Nie mamy wielkiego teamu i sztabu serwisantów, prezentować się będziemy raczej skromnie, ale oczywiście zawodów nie zamierzamy traktować jako wycieczki. Gdy byłem bardzo czynnym, profesjonalnym zawodnikiem, startującym kilkanaście razy w roku (choć nie zawodowcem, bo nie żyłem z rajdów, takich osób jest tylko kilka w Polsce), oczywiście szczególnie zależało nam na wynikach, bo tego oczekiwali od nas - na przykład – kibice, sponsorzy. Ale zawsze pierwszorzędnym celem była i jest dla mnie radość z jazdy. Nigdy w swojej karierze nie cieszyłem się, że dane zawody już się kończą. Głód jazdy nawet rósł wraz z jeżdżeniem. Ciekaw jestem co powiem po Motomaratonie, ale na pewno nasze nastawienie do tych zawodów jest właśnie kierowane takim podejściem. 

- Kto będzie Ci towarzyszył na zawodach?
- Prawdopodobnie Orcę poprowadzi tylko dwóch kierowców – ja oraz mój przyjaciel Michał Baj, choć jesteśmy gotowi także na inne scenariusze. Oczywiście w teamie nie zabraknie Szefa – Tomka Łoszewskiego oraz mojego aktualnego pilota, następcy Rafała Martona, czyli Konrada Jęcka. Przyznam, że długo rozważaliśmy, bym poprowadził Orcę solo przez całe zawody. To byłoby ciekawe wyzwanie, zwłaszcza że jestem wielkim fanem ultramaratonów. Oczywiście przy takim podejściu zamierzałbym prawie cały czas jechać, a nie np. zatrzymywać się celem odpoczynku, bo to byłoby bez sensu ze sportowego punktu widzenia. Przeważyły jednak dwa argumenty. Uznaliśmy, że 24-godzinna jazda prawie bez wysiadania z auta byłaby zbyt niebezpieczna i dla mnie i dla innych uczestników zawodów. Po drugie, nie zachęciła do tego formuła zawodów, tzn. brak premiowania takiego podejścia. Choć nadal mnie to trochę korci… Dla mojego zamiennika zarówno takie zawody, samochód czy w ogóle off-road będą nowościami… ale wierzę, że mój instynkt rajdowy i tym razem mnie nie zawiódł i okaże się on optymalnym kierowcą względem wielu innych, których braliśmy pod uwagę. Z pewnością można też powiedzieć, że tworzymy zespół kumpelski, a nie stworzony z wyrachowania czy względów finansowych, jak to czasami bywa. Ważne dla nas było, byśmy mogli wspólnie doświadczyć tych wrażeń, które czekają nas w tym samochodzie, na tej trasie, w tym miejscu i czasie właśnie w naszym gronie, a nie np. dopraszając do zespołu nawet doświadczonego, ale „obcego” kierowcę. W jakiej konfiguracji będziemy jeździć? - tego jeszcze nie wiemy. Mamy pewne założenia, ale jesteśmy przygotowani na różne scenariusze. Z doświadczenia wiem jedno – musimy być przygotowani na nieprzewidywalne, dlatego trzeba być gotowym do elastycznego podejścia i szybkiego reagowania na zmieniającą się sytuację. Założenie jest jednak takie, że część trasy na pewno będę pokonywał sam; choć w nocy zapewne skorzystam ze wsparcia pilota. Kilka szczegółów niech jednak pozostanie naszą słodką tajemnicą. Może będzie okazja, by się nimi podzielić po zawodach.

- Czy na maraton opracowaliście specjalną strategię?

- Kluczem będzie dopasowanie tempa jazdy do możliwości pokonywania tej konkretnej trasy tym konkretnym samochodem w funkcji czasu trwania zawodów. Bezpośrednia walka z konkurentami jest dla mnie absolutnie nieistotna. Wbrew pozorom taki wyścig długodystansowy nie bardzo różni się od rajdów. Podobnie jak w rajdach, gdzie rzadko widzisz rywali, przede wszystkim trzeba walczyć z czasem, nie oglądając się na innych. Mam nadzieję, że inni zawodnicy będą mieli podobne podejście, bo ma to również duże znaczenie z punktu widzenia bezpieczeństwa wszystkich uczestników. Ja bardzo lubię ostrą, sportową jazdę „na limicie”, ale mówiąc to, myślę o wyciśnięciu maksimum z auta na danej trasie. Zdecydowanie jednak nie lubię tzw. amoku, a już w ogóle nie akceptuję agresji między zawodnikami. Wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, że wolniejsi zawodnicy nie chcieli dać się wyprzedzić w czasie rajdów. Na jednym z wyścigów w drzwi od mojej strony wjechała, w ferworze walki, ciężarówka – uwierzcie, że to nie było miłe uczucie. Takie rzeczy są niepotrzebne, maraton nie jest wyścigiem „wraków” i walki „zderzak w zderzak”. Według mnie najlepiej jest jechać swoim tempem i nie zwalniać, nawet jeśli ma się sporą przewagę, bo nigdy nie wiadomo, co wydarzy się później – może przydarzyć się np. głupia awaria niepowiązana z tempem jazdy i wówczas traci się czas, pozycje...

- Orca to samochód sprawdzony, z licznymi sukcesami na koncie. Liczysz na jego bezawaryjność czy zabierasz ze sobą ciężarówkę z częściami zamiennymi?
- Orca to sprawdzona konstrukcja, która jednak… cały czas podlega ewolucji. Mimo, że nie startujemy regularnie, przy aucie codziennie pracuje co najmniej jeden mechanik/inżynier. Ciągle coś zmieniamy, testujemy. W tym miejscu szczególnie pozdrawiam organizatorów Bałtowskich Bezdroży, a w szczególności Irka Tracza z Beztroskich Bezdroży, który udostępnił nam ostatnio wspaniałe tereny na testy. Dlatego wcale nie jestem pewien, jak się zachowają niektóre nowe podzespoły. Poza tym auto rajdowe, to - oprócz ducha, który moim zdaniem ma każde auto - technika, która lubi się czasem popsuć. W każdym razie planujemy przeciętne zapasy, ale i tak oznacza to, że zabierzemy ze sobą pewnie jak zwykle prawie pół naszego warsztatu. W wielogodzinnym wyścigu mogą zdarzyć się poważniejsze naprawy, ale nie przewidujemy brania podzespołów, których wymiana pochłonęłaby więcej niż kilkadziesiąt minut. Dłuższe remonty nie mają już sensu. Nie bierzemy więc zapasowego silnika, skrzyni biegów czy mostów, bo ich wymiana byłaby zbyt czasochłonna. Z innymi usterkami będziemy próbowali się zmierzyć. Zrobię analogię do lubianego także przez Ciebie biegania – gdy Henryk Szost łapie kontuzję na trasie maratonu, to nie zwalnia, by dokuśtykać do mety na odległym miejscu, tylko schodzi z trasy. Mam nadzieję, że wybaczycie, że robię porównanie do tak wybitnego lekkoatlety.

- Co będzie dla Was największą trudnością tego rajdu wielogodzinnego?
- Zawody w naszym przypadku będą stanowiły z całą pewnością największe wyzwanie dla naszego samochodu. Będzie to także wyzwanie dla mojego zmiennika, który nie startował dotąd ani w terenie, ani w takich zawodach. O siebie się nie martwię, bo znam ten rodzaj rywalizacji i wiem, jak się przygotować, czego się spodziewać. Choć dla siebie również znalazłem osobne wyzwanie – zamierzam jechać możliwie jak najdłużej, dawać maksymalnie długie zmiany. Długa jazda naszą rajdówką do komfortowych na pewno nie należy, potrafi dać w kość. Orca to dość bezkompromisowa konstrukcja, prawdziwa rajdowa maszyna. W samochodzie bardzo trzęsie, jest relatywnie głośno, panuje w nim wysoka temperatura, więc wyścig z pewnością będzie sporym wyzwaniem dla naszych organizmów. Znaczenie będzie miała również zmieniająca się z czasem trasa, jak również rytm wyścigu – inaczej jedzie się „na świeżo”, a inaczej w nocy po kilkunastu godzinach walki. Trasa pod kołami będzie ulegała naturalnej degradacji, nie możemy również wykluczyć, że zacznie padać deszcz lub zaskoczy nas burza. Ale to chyba jest najciekawsze – na takich maratonach każde okrążenie różni się od poprzedniego. Wbrew temu, co niektórzy twierdzą, 24-godzinny wyścig nigdy nie jest monotonny! – wszystko podlega nieustannym przeobrażeniom: trasa, samochód, zawodnicy. Moje auto na przykład zupełnie inaczej zachowuje się przy pełnym baku paliwa, a inaczej, gdy jedzie „na lekko”. Po kilku godzinach czuć również inną charakterystykę amortyzowania. Na maratonach wyprzedza się, jest się wyprzedzanym – ciągle coś się dzieje. Sam obserwowałem podobne zawody z wielką fascynacją.  

- Czy z myślą o maratonie podjęliście jakieś specjalne przygotowania?

- Oczywiście. Do każdych zawodów przygotowujemy się w specjalny sposób. Tak jak mówiłem, dla nas to sport wyczynowy, więc nawet podchodząc do zawodów na luzie, staramy się nie tracić profesjonalnego podejścia. Pracowaliśmy nad samochodem, niektórymi szczególnymi elementami wyposażenia, serwisem, taktyką. Nie mniej ważny od tych czynników jest zawodnik, który, gdy planuje taki start, musi mieć odpowiednie przygotowanie siłowe i wytrzymałościowe. Tak jak w maratonach biegowych, tu również startować będą dwie grupy zawodników. Dla jednych celem będzie samo dotarcie do mety, a inni będą mierzyli w rywalizację i zwycięstwo. My na pewno będziemy starali się jechać możliwie jak najszybciej. Gdybym chciał jedynie ukończyć te zawody, to zapewne wystartowałbym z Żoną Jej seryjnym Mitsubishi Pajero:)

Rozmawiał: Arek Kwiecień, fot. Arek Kwiecień, Konrad Jęcek