Przed Motomaratonem 24H – rozmawiamy z Piotrem Gadomskim

czerwiec 04, 2013
- Jak jechać? - na 18 dni przed startem Motomaratonu 24H pytanie to zadaliśmy Piotrowi Gadomskiemu, jednemu z najbardziej doświadczonych polskich kierowców off-roadowych. W swojej karierze „Gibon” z sukcesami startował w rajdach płaskich, przeprawowych, maratońskich i cross-country. Na swym koncie ma m.in. wywalczone II miejsce w Pucharze Polski OFF-ROAD PL Trophy 4x4 2003, a także tytuł II wicemistrza Polski RMPST 2004. W 2011 roku brał udział w jedynym jak dotąd 24-godzinnym wyścigu terenowym, który rozegrano na terenie Polski.

Arek Kwiecień: - Skosztowałeś już chyba niemal wszystkich rodzajów i odmian sportu samochodowego. W naszym Motomaratonie po raz drugi zmierzysz się z magiczną liczbą 24 godzin. Co powoduje, że podejmujesz takie wyzwania?
Piotr Gadomski: - To mój niezaspokojony głód jazdy. Odkąd pamiętam, zawsze szukałem adrenaliny i współzawodnictwa, którą daje mi motosport. A 24 godziny to naprawdę duża porcja wrażeń. Jest również czymś wyjątkowym, bo nie co dzień rozgrywane są tego typu zawody. To sprawdzian wytrzymałości – zarówno mojej, jak i sprzętu, którym wystartuję. Jazda po pętli przez całą dobę bywa nużąca i bardzo wyczerpująca, ale zarazem niesie ze sobą ogromną satysfakcję. Do startu w takich zawodach nie potrzeba również jakiegoś supersprzętu – najważniejsze są umiejętności i taktyka, wyrachowanie.

- Startowałeś w niezliczonej ilości zawodów – jaka trasa według Ciebie byłaby najodpowiedniejsza dla zawodów 24-godzinnych?
- Od trasy zależy bardzo wiele. Nie może to być zwykłe jeżdżenie w kółko po dziurach i błocie, bo to nie ma żadnego sensu. Oczekuję off-roadowych wyzwań, ale oczywiście niezbyt trudnych, tak aby rajd pozostawał zawodami cross-country, a nie zamienił się w przeprawówkę. To ma być ciekawa jazda w terenie, ale nie katowanie sprzętu. „Extremowcy”, którzy układają trasę, znają się na jeżdżeniu, więc ufam, że będę zadowolony. Wiele zależy oczywiście od pogody – jeśli popada, na pewno zrobi  się ślisko, ale ważne, by droga nie zamieniła się w bagno. W ciągu doby trasa na pewno będzie się zmieniać, ale musi być stale przejezdna i nie za trudna.

- Twoje auta zawsze budziły podziw – na przeprawach walczyłeś Land Cruiserem 4.2, w RMPST-ach „Mocodawcą”, w 24h – FJ Cruiserem, w MT Series – „Wściekłym Bzykiem”, a MUTT-a rozjeżdżasz ciężarowym Volvo. Czym w tym roku zaskoczysz rywali?
- Tym razem nie chciałem żadnego „potwora”... Postawiłem na niskobudżetową... Suzuki Vitara 2.0, którą będę startował w klasie turystycznej. Auto kupiłem specjalnie z myślą o Motomaratonie; większość rzeczy, np. silnik czy skrzynia – tak jak wymaga regulamin – pozostanie seryjna. Wyspawaliśmy jedynie nadwozie i poprawiliśmy rama. Przepisy klasy turystycznej nie zezwalają na dodatkowe amortyzatory, tak więc muszę wykorzystać fabryczne punkty mocowania. Problem jednak w tym, że nikt nie oferuje porządnego zawieszenia do Vitary. Na RMF MAXXX Rally testowałem różne rozwiązania i z żadnego nie byłem zadowolony. Teraz zakupiłem Profendery dedykowane do Hiluxa, które przerabiam, aby zaadaptować je do fabrycznych punktów mocowania. To będzie seryjny samochód na większym kole, nieco lepszym zawieszeniu, trochę szerszy, z klatką, kubełkami i pasami szelkowymi.

- „Zwykła” Vitara to pewnie tylko zasłona dymna, a Twoją siłą będzie liczny zespół kierowców i serwisantów?
- Mój „team” liczy... trzy osoby. Drugim kierowcą będzie Tomek Widera z MUTT Gliwice, a naszym jedynym mechanikiem będzie Krzysiek Zakaszewski, który zapewne też będzie siadał za kierownicą. Regulamin zawodów jest dość liberalny - pozwala jechać zarówno samemu, jak i z pilotem. Raczej będziemy jeździć dwójkami, żeby nie było nudno. Nie planuję również specjalnych zakupów części zamiennych: wezmę półosie, prawe i lewe, jakieś amortyzatory na wypadek awarii, oczywiście płyny. Mam nadzieję, że nie będziemy się wiele naprawiać.

- Ale rozsądek podpowiada, że im więcej części w zapasie, a także im liczniejszy team serwisowy, tym lepiej...
- 24H to specyficzne zawody. Poprzedni występ nauczył mnie, że na maratonach długodystansowych należy jechać spokojnie, w miarę oszczędzając sprzęt. Jechać tak, aby dojechać. Ewentualne ściganie trzeba zostawić sobie na ostatnie 4-5 godzin, gdy będzie czym i po co.

- Co więc poradziłbyś debiutantom?
- Niech przede wszystkim zachowają rozsądek. Założeniem musi być przede wszystkim meta, a nie wynik. 24 godziny to naprawdę długo. Na początku muszą dobrze poznać trasę, by potem jak najmniej męczyć sprzęt. Bo męczyć go będą na pewno! Muszą również nieustannie uważać na współjeżdżących. Nie można przesadzać - z czasem dochodzi znużenie, spadek koncentracji, rutyna, ale  mimo to należy cały czas obserwować trasę, uczyć się jej, wyznaczać sobie nowe zadania, starając się na przykład poprawiać czasy okrążeń. Absolutnie nie wolno jechać przesadnie zmęczonym – od tego są zmiany, by móc odpocząć. Gdy zapadnie zmrok, nieodzowne będzie dobre oświetlenie i sprawny nadmuch na szybę. W nocy generalnie zalecałbym nieco częstsze zmiany za kierownicą. 

- Co po Motomaratonie? Jakie masz dalsze plany startowe? Nie chciałbyś wrócić do RMPST?
- O RMPST na razie nie myślę – one wymagają doinwestowanego auta, dobrego pilota, sprawdzony serwis... Ale mam kilka ciekawych samochodów do jazdy... Bardzo lubię „Wściekłego Bzyka” - zapewne wezmę nim udział w MT Series. Zwykle staram się dopasować auto pod zawody. Posiadam m.in. Celicę, która potrafi szybko jeździć – może kiedyś przygotuję ją na 24H Tout Terrain de France? Off-road wciąż sprawia mi dużo frajdy. To wspaniałe hobby i odskocznia od codzienności. Choć mam swoje lata, dzięki niemu wciąż czuję się młodo.

Rozmawiał i foto: Arek Kwiecień

MOTOMARATON NA FACEBOOKU:

fb_logo


Wytyczanie trasy - w roli głównej Damian Baron i sprzęt ciężki firmy Uchacz:

936790_506689686064706_1273409685_n


Kilka godzin później...

945246_506689642731377_1693854026_n