Jeszcze o 24 Godziny Polska – komentarze 2 najlepszych załóg

marzec 18, 2011

W ubiegły weekend ekscytowaliśmy się pierwszym w Polsce rajdem 24-godzinnym. W zawodach zwyciężyła załoga bielskiego Extremu, która o 2 okrążenia pokonała zespół TengTools Team. Oto ich komentarze.

Adrian Baron – I miejsce w tercecie z Damianem Baronem i Michałem Siutą:

- To pierwszy taki rajd, w którym startowaliśmy. Specjalnie zbudowaliśmy do tego celu samochód w naszym warsztacie – Nissana Patrola 2.8 TDI  Evo – i to w 2 miesiące. Chcieliśmy tym samym udowodnić, że możemy podjąć się takiego wyzwania i jemu sprostać. Decydując się na start, musieliśmy oprócz samochodu przygotować cały serwis do takiej specyfiki rajdu. Mechanicy musieli się wymieniać podobnie jak kierowcy samochodów. Przecież i oni nie wytrzymają 24 godzin pracy, biorąc pod uwagę jeszcze zmęczenie dojazdem z Bielska-Białej do miejsca rajdu, tj. ok. 750 km , który zajął nam ok. 12 godzin. Do tego,doszła nam również obsługa serwisowa drugiego podopiecznego pojazdu w tym rajdzie, jakim był Suzuki Srudobaru, który wraz z naszym Patrolem przygotowywaliśmy równolegle.

Rajd odbył się w okolicach miejscowości Smoldzino niedaleko Łeby i Słupska. Wyjechaliśmy wieczorem naszą karawaną, kierując się na Gdańsk. Zdążyliśmy na ostatnią chwilę z ukończeniem rajdówki. Jeszcze tego samego dnia montowaliśmy drugi silnik, gdyż przygotowywany wcześniej silnik – zresztą o zdecydowanie większej mocy - w ostatnim dniu doznał uszkodzenia. W związku z tym, że zaaplikowaliśmy mu ceramiczne środki przedłużające jego żywotność, „docieraliśmy” go na trasie dojazdowej z Bielska do Łodzi. Tam załadowaliśmy już go na lawetę. Na miejscu byliśmy ok. 9.00, niestety było to zdecydowanie za późno, gdyż rajd rozpoczynał się o godz. 11.30, a my musieliśmy rozpakować cały serwis, zapisać się, okleić auto i… – co najważniejsze - ustalić kolejność jazdy kierowców.

Pociągnęliśmy więc losy i kolejność została ustalona: Adrian – Damian – Michał. W związku z tym, że grzebaliśmy się z tym wszystkim, na starcie stanęliśmy jako ostatnia załoga. No i zaczęło się. Start. Na początku szło mozolnie , bo w tej mazi nie dało się porządnie rozpędzić, tak ogólnie to wszyscy ledwie się przesuwali do przodu, potem „pralki” z poprzecznie przejeżdżanych skibów, monstrualny traktor organizatorów też w użyciu. Teren trochę niefortunnie dobrany do takiej imprezy – aż strach pomyśleć co by było, gdyby spadł deszcz. Do ostatniego dnia byliśmy przygotowani na rajd typu cross-country – a tu taka zmiana. Po obejrzeniu filmu na internecie z przejazdu próbnego zdecydowaliśmy się użyć dużych opon 35” zamiast wcześniej przygotowanych 32”, pomieszało nam to we wcześniej dobranych przełożeniach mostów, ale nie było już czasu na korekty. Patrol sprawował się znakomicie. Jedynie tylko za twarde zawieszenie dawało nam mocno „w du ...” - dosłownie i w przenośni, no i może te wspomniane przełożenia. Od początku staraliśmy się jechać „na pół gwizdka” nie wdając się w pościgi.

Taki rajd to również walka psychologiczna i umiejętność rozłożenia sił. Do momentu wieczornej przerwy mieliśmy tylko jeden opóźniający incydent – rozszczelniła się i spadła nam przednia opona – przez co straciliśmy ok. 15 min. – tj. ok. 2 okrążenia. Wieczorna dwugodzinna przerwa pozwoliła wszystkim załogom podreperować samochody i posilić się bigosem i kiełbaską z ogniska. O godzinie 20.00 rajd znowu ruszył. Wystartowaliśmy jako pierwsi, ale cały czas na ogonie siedziała nam załoga Gadomski/Szary i za nimi Oleszczak/Chełmicki/Śliz. Po jakimś czasie odpadł Gadomski/Szary – doznali defektu miski olejowej i przegubu, co się później okazało – wyeliminowało ich na dobre z rajdu. "Oleszczaki" też mieli defekt – najpierw padł reduktor, potem coś z paliwem, ale szybko wrócili na trasę.

W końcu i nas dopadłą awaria i to dosyć poważna w skutkach. Pękła chłodnica, straciliśmy płyn i w momencie silnik zaczął się przegrzewać – była to 16. godzina rajdu. Ale to nie był problemem, gdyż zreperowaliśmy szybko chłodnicę i auto wróciło na trasę – tu straciliśmy ok 30 min. Jednak nie na długo, gdyż okazało się zaraz, że przy tym wszystkim pękła głowica – a to był już większy problem. Odtąd byliśmy zmuszeni zatrzymywać się co ok. 1 godz., by studzić silnik i uzupełniać płyn, który notorycznie znikał. To niestety częsta przypadłość silników Nissana po przegrzaniu. Traciliśmy na każdej takiej operacji ok. 10 min – co stanowiło ok. 1,5 okrążenia. Odtąd kręciliśmy silnik już tylko do ok. 3000 obr./min i z 1.7 bara turbodoładowania zeszliśmy do ok. 1 bara. To pół mocy początkowej. Kolejny pech dopadł Pawła Oleszczaka - przy próbie wyprzedzania małego Jimny, zrzucił opony i przewrócił się na bok. Prowadzący w tym czasie naszego Patrola – Damian pomógł postawić na koła samochód konkurentów. Po chwili Paweł znów był na trasie i zaczął odrabiać stratę. No i dobrze, bo co to byłby za rajd już bez niego. Potem znowu nasz defekt – oderwane mocowania karoserii od ramy – i tak na zmianę…

Pod koniec zaczęło robić się ciasno pomiędzy nami a „Oleszczakami”, dzieliło nas jedno okrążenie – i raz my prowadziliśmy, raz oni. Defekty i zmęczenie zaczynały dawać o sobie znać u wszystkich, ale wszyscy zaciekle walczyli. Czym bliżej mety tempo jazdy rosło. O godzinie 13.00 rajd się zakończył. Organizator odmachał flagami koniec jazdy i okolica ucichła. Wygraliśmy, ale niewielką różnicą z „Oleszczakami: – to godny i nieugięty rywal. Tym samym chcieliśmy im podziękować za wspólną walkę do końca. To była zdrowa adrenalina. Nasz Patrol z pękniętą głowicą ledwie ukończył rajd – gdyby zawody trwały jeszcze godzinę, nie wiadomo, czy dotarły do mety. Chłopaki z żartobliwego pojazdu Srudobaru również ukończyli rajd. Mieli jednak problemy z przejezdnością – za duże koleiny do zbyt niskiego prześwitu. Ale walczyli do końca. Wreszcie zakończenie i oficjalne ogłoszenie wyników. Tutaj troszkę zadziwiła wszystkich odmienna forma, żeby nie rzec – minimalistyczna, całej ceremonii.

Naszym zdaniem, przy całej bardzo dobrej organizacji zawodów, zabrakło dopracowania końcówki, nie było podium, nie było pucharów. Troszkę na to liczyliśmy. Jednak wszyscy jesteśmy zadowoleni i liczymy, że przy kolejnych edycjach organizator dopnie wszystko na ostatni guzik. Jakby nie patrzyć, to była pierwsza edycja 24 Godziny Polska i wszyscy się uczyliśmy: i organizatorzy, i uczestnicy. Na koniec pozostał nam jeszcze 12-godzinny powrót do domu , gdzie… wreszcie się wyspaliśmy.

(Źródło textu: www.extrem4x4.pl)

Paweł Oleszczak – II miejsce w tercecie z Maciejem Chełmickim i Arkiem Ślizem:

- Myślę, że drugie miejsce to nie najgorszy wynik, biorąc pod uwagę kłopoty, jakie mieliśmy. Dwie trudne do przewidzenia awarie i kolizja z innym samochodem spowodowały straty, których odrobić się nie dało. Wiedzieliśmy, że samochód musi wytrzymać 24 godziny jeżdżenia w kółko i utrzymanie sprawności było największym priorytetem, niestety zawiodły elementy niezależne od nas. Wyścig okazał się świetnym treningiem dla nas - czyli zespołu i testem Nissana. Jestem zadowolony, bo nasz Team się sprawdził - kierowcy jechali zgodnie z planem, a serwis sprawnie radził sobie z naprawami oraz tankowaniem. Było super, wszystko się zgrywało, szkoda tylko tych pechowych sytuacji, bo mieliśmy dużą szansę na zwycięstwo. Nasza taktyka była prosta, ale skuteczna. Postanowiliśmy jechać maksymalnie szybko, jak pozwalały warunki na drodze, zachowując rozsądek, by nie uszkodzić rajdówki. Podsumowując - jechaliśmy prawie 24 godziny non stop, pokonaliśmy ponad 1000 kilometrów i zużyliśmy 600 litrów paliwa, każdy z nas kierował trzy razy, to nowe dla nas doświadczenie i na pewno nie żałuję.

Maciej Chełmicki - II miejsce w tercecie z Pawłem Oleszczakiem i Arkiem Ślizem:

Formuła imprezy była o tyle ciekawa, że rozgrywana w 24 godzinnej konwencji. Staraliśmy się jechać w miarę spokojnie, ale dynamicznie - bo to klucz do sukcesu w maratonach i poniekąd się udało. Niestety kilka incydentów zadecydowało, że nie udało się odrobić strat i skończyliśmy na drugim „placu”. Mimo wszystko jechaliśmy dość szybkim tempem. Miałem nawet okazję zaliczyć najszybszy czas okrążenia. Zawsze po zmianie pierwsze kółko traktowałem poznawczo, a na kolejnych przyspieszałem. Na pewno nie zapomniałem, jak się szybko jeździ na odcinkach specjalnych. Początkowa trasa okazała się miejscami grząska, dopiero po przerwie organizatorzy postanowili wprowadzić zmiany, dzięki czemu omijaliśmy bardzo błotniste fragmenty. Pętlę skrócono do 6,5 kilometra i to rozwiązanie udało się organizatorom, bo trasa stała się szybsza. Notowaliśmy średnie prędkości w okolicach 60 km/h, a na najdłuższej prostej licznik pokazywał 127 km/h. Wyścig traktowaliśmy jako rozpoczęcie i przygotowanie do nowego sezonu. Bardzo się cieszę, że tu wystartowaliśmy, bo mogliśmy sprawdzić siebie i sprzęt. Szkoda, że nie udało się zdobyć pierwszego miejsca, ale takie są rajdy.

FOT. KAMEL

ZOBACZ TAKŻE: 24 Godziny Polska - raport

 

Ostatnio zmieniany środa, 28 listopad 2018 01:36