Rzutem na taśmę - Rafał Sonik zwycięża Rajd Sardynii 2014

To był bardzo emocjonujący tydzień dla Rafała Sonika i jego kibiców. Na trasie Rajdu Sardynii nie ominęły go awarię, kary czasowe, upadki, a nawet drut kolczasty. Mimo wielu przeciwności losu Polak zapewnił sobie zwycięstwo niemal w ostatnim momencie, powtarzając swój zeszłoroczny sukces i tym samym umacniając się na pozycji lidera Pucharu Świata. Drugi nasz reprezentant  startujący w Rajdzie Sardynii Jakub Piątek uplasował się na bardzo dobrym, 18. miejscu w bardzo mocno obsadzonej stawce motocyklistów.

Prestiżowy i mocno obsadzony Rajd Sardynii rozpoczął się w sobotę od krótkiego prologu, na którym Rafał Sonik okazał się najlepszy, choć musiał podzielić się pierwszym miejscem z  Francuzem Sebastienem Sounday. Obaj zawodnicy uzyskali identyczny czas 2 min. 14 sekund i 60 setnych. – To zupełnie niecodzienne zdarzenie. Chyba zachowam sobie na pamiątkę wydruk z oficjalnymi wynikami – śmiał się na mecie krakowianin.

W niedzielę na I etapie szczęście go jednak opuściło. Tykającą niemal dosłownie bombą był silnik jego quada, który według wskaźników nagrzewał się do temperatury 130 stopni, podczas gdy przy 118 istnieje już niebezpieczeństwo wybuchu. - Sprawcą tej awarii była elektryka i elektronika. Straciłem ładowanie, a więc światła, przewijarkę od roadbooka, a co najgorsze – starter. Kiedy klinowałem się w skałach, silnik gasł i musiałem sam obracać quada przodem do dołu, staczać go, wskakiwać i odpalać na tzw. „pych”. Często trzeba było potem dłuższy czas szukać miejsca do zawrócenia. Pchałem, ciągnąłem, przestawiałem. Kiedy ruszałem, to wskazówka temperatury silnika wędrowała od razu w górę i robiło się nerwowo. Ciężka praca siłowa przy reanimowaniu quada kosztowała Sonika mnóstwo sił. – Podczas manewrów z wypychaniem, żeby kompletnie się nie zagotować musiałem zdejmować kask i gogle. Wyjeżdżałem na szczyt, zostawiałem silnik na wolnych obrotach, schodziłem po mój kask i znów drapałem się na górę. Myślałem, że wyzionę dziś ducha – komentował.  Mimo przeciwności losu Polak stracił do lidera stosunkowo niewiele – tylko 27 minut i  w klasyfikacji rajdu zajmował trzecią lokatę.

W poniedziałek skończyły się problemy techniczne z quadem, ale to nie oznaczało, że drugi etap rywalizacji w Rajdzie Sardynii Rafał Sonik ukończył bez przygód. Ze względu na formalne nieporozumienie kapitan Poland National Team wyjechał na trasę jako ostatni zawodnik, w dodatku z karą 14 minut (wcześniej otrzymał jeszcze regulaminowa 15-minutową kara za wymianę silnika).   Musiał w kurzu i na rozjeżdżonym już mocno podłożu nadrabiać straty, wyprzedzając rywali. Dzięki agresywnej postawie „SuperSonik” okazał się najszybszy, ale w „generalce” do prowadzącego Mohameda Abu-Issy tracił ponad 52 minuty czasu. - Będę więc walczyć do końca. Wiem, że odrobienie tych strat jest jeszcze możliwe – mówił, zapowiadając ostrą walkę na kolejnym, maratońskim etapie.

Na III etapie Rafał Sonik trochę pomógł losowi, stosując na starcie trzeciego etapu zagranie taktyczne. – Powiedziałem Mohamedowi na starcie, że nie mam nic do stracenia i będę dzisiaj cisnąć. Tak też zrobiłem, ale na pierwszym oesie on jechał jeszcze szybciej i zbudował sobie siedmiominutową przewagę. Po serwisie powtórzyłem swoje stwierdzenie, a on wystrzelił jak z procy. Zapomniał prawdopodobnie, że dziś mamy etap maratoński i przede wszystkim trzeba szanować sprzęt – mówił quadowiec.

Szarżujący Mohamed Abu-Issa na trasie zderzył się z błądzącym motocyklistą i zaprzepaścił szansę na zwycięstwo w rajdzie. Polak awansował na 2. miejsce w „generalce”, ale do lidera Sebastiena Soudaya wciąż tracił sporo. Do mety rajdu pozostawały zaś już tylko dwa etapy...

Trasa etapu czwartego ponownie została podzielona na dwa odcinki specjalne. Pierwszy, niespełna 50-kilometrowy Sonik zakończył na drugim miejscu. – Zgubiłem się na początku i straciłem około sześć minut. Potem sporo nadrobiłem, ale Soudey był minimalnie szybszy. Ta część trasy była skalista, a on ma założone nieco wyższe opony, dzięki czemu ma większy prześwit i może szybciej jechać. Ja nie ryzykuję takiego rozwiązania, bo można łatwo spalić sprzęgło, albo popełnić prosty błąd i zrobić „rolkę”. Francuz dzisiaj turlał się z quadem i uszkodził oprzyrządowanie nawigacyjne, ale zdołał naprawić usterki w strefie serwisowej – relacjonował krakowianin.

Kapitan Poland National Team również miał przygody i choć z wyraźną przewagą wygrał drugi, 66-kilometrowy oes, nie uniknął twardego lądowania. - Minąłem na trasie kłąb drutu kolczastego ze starego płotu. Po kilkudziesięciu metrach mój quad stanął w miejscu, a ja wyleciałem przez kierownicę. Kiedy się pozbierałem okazało się, że cały tył quada jest owinięty drutem – hamulec, ośka, zębatki, koła, łańcuch. Na szczęście mam tzw. „McGyvera”, którym rozcinałem drut. Trasa była wąska więc ją zablokowałem. Za mną czekali quadowcy, a ja w pocie czoła walczyłem z tą kolczastą plątaniną – śmiał się mocno zmęczony Sonik. Po tym przymusowym postoju lider Pucharu Świata utrzymał prowadzenie i dojechał samotnie do mety, nie popełniając błędów nawigacyjnych.  

Aż do samej linii mety ogromne emocje towarzyszyły quadowcom ostatniego dnia rywalizacji w Rajdzie Sardynii. Przed startem Rafał Sonik otrzymał zwrot 14 minut kary, które otrzymał niesłusznie przed startem drugiego etapu i dzięki temu na ostatnie 250 km trasy ruszył jako lider. Sebastien Souday robił, co mógł, by odzyskać prowadzenie, ale udało mu się odrobić tylko 40 sekund i prestiżowy Sardegna Rally po raz drugi z rzędu padło łupem krakowskiego rajdowca. - Rajd Sardynii zaczął się dla mnie w tym roku bardzo pechowo. Niezauważalna usterka quada, o którą nie mogę winić ani mechaników, ani siebie, sprawiła, że już pierwszego dnia byłem praktycznie poza rajdem. Chciało mi się płakać, ale powiedziałem sobie, że jeśli jestem na samym końcu, to może być już tylko lepiej. Na każdym odcinku walczyłem o kolejne minuty i w końcu szczęście do mnie wróciło. Wygrałem Rajd Sardynii. Jestem bardzo szczęśliwy! To jest dowód na to, że w życiu nigdy nie należy się poddawać. Nawet jeśli coś wygląda beznadziejnie, może skończyć się dobrze. Trzeba tylko determinacji, konsekwencji i walki – podsumował swój występ Rafał Sonik. Teraz czekają go dwa miesiące przerwy przed startem w „Małym Dakarze”, czyli Rajdem Dos Sertoes w Brazylii. Podwójnie punktowane, dziesięciodniowe zawody rozstrzygną o tym, czy ktoś będzie jeszcze w stanie odebrać Polakowi trzeci w karierze Puchar Świata FIM w cross-country.
Text: Kajetan Cyganik, AK

Klasyfikacja Rajdu Sardynii:
1. Rafał Sonik (POL) 20:13.57
2. Sebastien Souday (FRA) + 7.27
3. Stephane Marthoud (FRA) + 6:23.18

Klasyfikacja Pucharu Świata FIM:
1. Rafał Sonik 77 pkt
2. Mohamed Abu-Issa 35 pkt
3. Eduardo Marco Echaniz 17 pkt