TLC Camp 2013 – terenowa arkadia

Czy off-road musi zawsze oznaczać walkę o sekundy na oesach, przeprawy przez bagna i chaszcze lub wyprawy w dalekie krainy? Niekoniecznie – terenowa brać lubi się jeszcze spotykać, rozmawiać i odpoczywać, czyli – po prostu – miło spędzać czas na łonie natury. Jedną z okazji ku temu jest zlot TLC Camp, którego kolejna edycja odbyła się w ubiegły „długi” weekend we Włościejewkach pod Poznaniem. Spotkanie miało charakter integracyjny – choć siłą rzeczy dominującą nacją były Toyoty wszelkiej krwi i maści, to jednak mile widziani byli również właściciele terenówek innych marek.   

Włościejewki to niewielka wioska położona nieopodal Książa Wielkopolskiego i Jarocina, na której  uboczu parę lat temu wybudowano malowniczo położony tor off-roadowy Autodrom 4x4. Jest tu miejsce i na biwak, i na jazdę w terenie, a wszystko to z dala od zadyszanej, hałaśliwej cywilizacji, która – zdaje się – została wiele kilometrów za nami. 

395261_511644035570069_1554111448_nMimo nienadzwyczajnej pogody i „czasów recesji” blisko 4-dniowy urlop na TLC Camp zaplanowali sobie właściciele ponad 100 samochodów, którzy na miejsce zlotu przybyli wraz z rodzinami i hurmą dzieci. Dzieci były tym razem najważniejsze, bo w czasie trwania imprezy miało wszak miejsce ich doroczne święto, co znalazło odzwierciedlenie w imponującej liczbie przygotowanych dla nich atrakcji. Dziatwa budowała więc gród z drewna, które specjalnie na tę okazję załatwione zostało w nadleśnictwie, bawiła się w wieczorne podchody, strzelała z łuku, malowała – jak przystało na małych Indian – twarze, stawiała pierwsze kroki w terenie, rywalizując o tytuł „Małego Pilota”, radośnie spędzała czas na zajęciach plastycznych z wykorzystanie masy solnej, ćwiczyła ekwilibrystykę na dmuchanym zamku i ściance wspinaczkowej, a nawet pobierała lekcje pierwszej pomocy. Najmłodszy uczestnik TLC Camp – 5-miesięczny Antoni – otrzymał w nagrodę za stawiennictwo prezent, który ucieszyłby niejednego „dużego” off-radera: 60-calowego Hi-Lifta!

IMG_2345Podczas gdy malce szalały, duzi odpoczywali... - Ideą TLC Campu nie jest rywalizacja w terenie czy wyjazdy krajoznawcze, choć obie te propozycje znalazły się w naszym programie – wyjaśnia Krzysztof  „Kylon” Franciszewski z Wyprawa4x4. - Na camp przyjeżdżamy po to, by spotkać przyjaciół, pogadać, powspominać, pooglądać nasze samochody, a przede wszystkim by się zrelaksować. Kto chciał się poruszać, mógł wybrać się z naszym roadbookiem na 50-kilometrową wyprawę lub poćwiczyć jazdę na torze przeszkód Autodromu. Zorganizowaliśmy również mecz piłkarski, a popołudniami spotykaliśmy się na multimedialnych prezentacjach wypraw.

Niewątpliwą gwiazdą zlotu była rodzina Ginterów, którzy swoją Toyotą VDJ78 (obecnie jedyny taki egzemplarz w Polsce!) „specjalnie” na zlot przyjechali... z Władywostoku. Harmonogram ponad 2-miesięcznej podróży z dwójką małych dzieci – jak widać – został ułożony co do godziny.

971417_511643825570090_1102360300_nA skoro już mowa o nietypowych pojazdach... Wzrok przyciągał przepiękny Icon FJ43, czyli składana ręcznie w Stanach „nowa” czterdziestka z aluminiowym nadwoziem i 436-konnym silnikiem. Łódzki dealer Toyoty pochwalił się ładnie odrestaurowanym pick-upem FJ45 z lat 60. Oczywiście nie mogło również zabraknąć Toyoty BJ42 „Kylona”, dla której była to pierwsza  wyprawa poza granice Warszawy. Niemal każdy samochód, który przybył na zlot, był unikatowy i mógł się pochwalić ciekawym życiorysem. Warto przy okazji zaznaczyć, że zlot gościł oprócz Polaków m.in. 10 załóg z Niemiec, 5 z Rosji, 3 z Ukrainy i 1 z Białorusi.
 
Oficjalny finał imprezy miało miejsce wieczorem 1 czerwca, kiedy to odbyła się aukcja charytatywna (nagrody ufundowali sponsorzy), której zysk (ponad 11 tys. zł) przekazany zostanie dwóm fundacjom. Mimo zakończenia campu jeszcze następnego dnia w południe wciąż kilka samochodów nie zbierało się do wyjazdu. Co warte podkreślenia, kilkoro uczestników przybyło na zlot dużo wcześniej niż jego organizatorzy...
I nawet pogoda sprzyjała TLC Campowi, bo gdy burze demolowały pół Polski, Niemcy i Czechy, nad Włościejewkami trochę popadało i... już wychodziło słońce. A gdy zaczynało grzmieć, to zwykle w nocy. I czyż Toyociarze nie są wybrańcami losu?:)

text: Arek Kwiecień, foto: Autor, Krzysztof Franciszewski