Robert Jachacy: do mety bez hamulców

robertKolejny długi i ciężki dzień za nami. Przejechaliśmy ponad 700 km, w tym ponad 400 km odcinka specjalnego. Kilometry przejechane nie zrobiły na nas większego wrażenia, bo... od 40. km oesu jechaliśmy bez hamulców!!!

Oesu było ponad 400 i 230 km dojazdówki na biwak. Trzeba było hamować (zwalniać) silnikiem, albo hamować ręcznym, który w ciężarówce po zaciągnięciu go raczej blokuje tylne koła. Trochę mało komfortowa dla załogi jest świadomość braku możliwości zatrzymania się, jadąc po półkach skalnych, ale na równych prostych jest już ok:-)

fot._Jachu4Pomogliśmy dzisiaj "sąsiadowi" - to ksywka Holendra, który przez pierwsze dni stał po sąsiedzku na biwaku ze swoją ciężarówką. Zagrzebał się biedak na wydmach i gdyby nie my, to nie wiem, o której zjechałby do bazy.

U nas jest 2.40 w nocy. Niemieccy mechanicy z MANa kończą nam naprawiać hamulce, Bobik kończy robić kwity na jutro, Gregor śpi padnięty, a ja kończę do Was pisać i idę się kąpać, bo za parę godzin wstajemy.

Jutro do przejechania ponad 600 km, ale dystans nie jest już dla nas taki ważny. Wszyscy marzymy, żeby jutro (tak naprawdę dzisiaj) dojechać w jednym kawałku do mety. Dla mnie miejsce nie jest ważne, bo... "zwycięzcy są na mecie". W tym roku ta sztuka nie udała się wielu czołowym, doinwestowanym zawodnikom, więc trzymajcie za nas kciuki.

Pozdr,
Jachu

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)