Wydrukuj tę stronę

Trzecie urodziny Grizzly 700 - świeczki na torcie

sierpień 26, 2009
Najpierw był odcinek nocny, ostra czasówka i wieczorna przeprawa przez rzekę, a potem napięcie tylko rosło. Tak się zaczęła jedna z największych w tym roku polska impreza quadowa.

Blisko stu gości przyjechało w miniony weekend do Bojanowa, by świętować trzecie urodziny Grizzly 700. Wśród przybyłych osób pojawili się zarówno znani sportowcy off-roadowi, jak i ci, którzy po raz pierwszy chieli spróbować jazdy ATV po poligonie wojskowym. To właśnie na piaszczystych trasach czołgowych, stromych leśnych podjazdach i w błotnych wąwozach goście spędzili większość godzin ostatniego weekendu. I nikt nie chciał wracać do bazy na urodzinowy tort…

Baza w Bojanowie
Trzy lata po wprowadzeniu do sprzedaży pierwszego na świecie quada wyposażonego w system elektrycznego wspomagania kierownicy Yamacha Motor Middle Europe postanowiła uczcić to wydarzenie. Tym bardziej że Grizzly 700 jest obecnie najlepiej sprzedającym się modelem w swojej klasie zarówno w kraju, jak i na świecie. Na imprezę na poligon wojskowy do Bojanowa zaproszono właścicieli wszystkich użytkowych quadów Yamaha w Polsce, czołowych zawodników ATV i przedstawicieli branżowej prasy. Na zaproszenie odpowiedziało blisko sto osób, które w zeszły piątek przyjechały ze swoim sprzętem do bazy w Bojanowie.

Po pierwszej odprawie i podzieleniu uczestników na kategorie Extreme i Adventure rozpoczęto imprezę 25-kilometrowym odcinkiem nocnym. I choć jazda przeciągnęła się do północy, następnego dnia wszyscy stawili się na porannej zbiórce prowadzonej przez Bartka Sołtysa z agencji Esox. Wzmocnieni Red Bullem i wrażeniami z poprzedniej nocy powitali instruktorów: zwycięzcę ATV rajdów Croatia Trophy i Drezno-Wrocław Krzysztofa „Krecika” Kretkiewicza, sześciokrotnego mistrza Polski w rajdach motocyklowych Enduro Łukasza Kurowskiego, a także Mirosława Zezyka, Mariusza Pietrzyckiego oraz Krzysztofa „Globo” Zaczka. Jeszcze tylko krótkie szkolenie i już można ruszać na próbę polową.

Uczestnicy spakowali termosy i niezbędne akcesoria do przymocowanych do quadów skrzyń, zapięli buzery i kaski, łyknęli „energii w puszcze” i grupami wyjechali z bazy. Na poligonie czekało na nich 180 kilometrów tras rozrysowanych na roadbookach i wbitych w gps-y. No to jazda!

Wieczorne party
Około godz. 14 pierwsze quady wróciły do bazy na lunch. Zabłocone quady, zabłocone twarze, a na nich uśmiechy od ucha do ucha. Pierwsze zdjęcia, pierwsze relacje: Byliście już na Dobrawce? Tak, utopiłem tam mojego Grizzlaka, wyciągaliśmy go dwoma „550”. Dobra, to teraz my tam jedziemy. A my na rzekę Łęg, tu też jest ustawiony OS!

Po lunchu, wizycie w serwisie Shoeia, zakupach w sklepie Yamaha i kolejnym łyku Red Bulla quadowcy wrócili do lasu. Niektórzy zostali w nim aż do godz. 20, zjeżdżając dopiero na wieczorne rozdanie nagród. Te zaś wręczył wyjątkowy gość, najwierniejszy klient marki Yamaha Krzysztof Hołowczyc, który specjalnie przyjechał do Bojanowa aż z Olsztyna. Znany kierowca rajdowy, któremu nieobce są piaski, błota i przeprawy przez rzeki, uhonorował sześciu najszybszych quadowców na piaszczystej czasówce:

Klasa Adventure
1. Damian Wójcik, czas 1:09 min
2. Leszek Sobieszczyk, czas 1:10 min
3. Marek Piszczek, czas 1:11 min

Klasa Extreme
1. Piotr Dul, czas 1:05 min
2. Mariusz Klewek, czas 1:06 min
3. Radosław Mądry, czas 1:08 min

Następnie „Hołek” wyróżnił jedyną kobietę samodzielnie prowadzącą swojego quada - Agnieszkę Karolak i największego pechowca - Adama Cioka. Dodatkowo uhonorował nagrodą fair play Kacpra Zapotocznego za bardzo pomocne zachowanie na trasie. Po brawach, wspólnych zdjęciach i grillowym posiłku nadeszła pora na urodzinowy tort. Gdy tylko na stół wjechało 20-kilogramowe ciasto z płonącymi świeczkami, goście zaintonowali „Sto lat”… - To chyba pierwsze urodziny jakiegokolwiek pojazdu – zauważył Eristof ze „Ścigacza”. Rzeczywiście pierwsze, i to jakie!

Impreza ciągnęła się do późnej nocy, a w niedzielę rano najbardziej wytrwali wrócili jeszcze na kilka godzin na czołgowe trasy. Na szczęście zespół ratowników Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ani razu nie musiał interweniować. Popołudniu trzeba było się wreszcie pożegnać, spakować i wrócić do domu.
Info: Joanna Kazanecka