Transgothica Maraton 2009 - w opinii najlepszych

Zakończyła się pierwsza edycja rajdu Transgothica Maraton. Wybranych zawodników spytaliśmy o ich wrażenia z imprezy, opinie o trasie i organizacji i - oczywiście - czy zamierzają wystartować w Transgothice 2010:)

Robert Kufel (zwycięzca klasy Trophy):

Najważniejsze jest to, że dotrwaliśmy do końca, nikomu nic się nie stało i maszyna wytrzymała, choć w ostatnim dniu mieliśmy już palpitacje (dawał o sobie znać łańcuch rozrządu). Ale udało się! Wywodzimy się z nurtu przeprawowego, więc Transgothika była dla nas dość „szybkim” doświadczeniem. Prędkość, jaką rozwijaliśmy, czasem mnie przerażała – raz zerknąłem w lewo przez okno i gdy ujrzałem, jak szybko migają drzewa, czym prędzej skoncentrowałem się na prowadzeniu auta i już więcej się nie rozglądałem.
Formuła rajdu jest ciekawa, podoba mi się jej „masowość” – fakt, że impreza jest duża, ogólnopolska, są również kierowcy z zagranicy.
Z Markiem Schwarzem walczyliśmy do samego końca, „tnąc się” na minuty, ale była to bardzo pozytywna rywalizacja. Na co dzień jesteśmy kolegami, obozujemy obok siebie, razem pijemy kawę, piwo... Dla mnie off-road nie polega na rywalizacji „z kimś” – pokonujemy tę samą trasę, walczymy w takim samym terenie. W trakcie zawodów nie myślę o ściganiu się z kolegami, ale o przejechaniu trasy. I ostatecznie to czas jest wyznacznikiem naszego miejsca w klasyfikacji, a nie to, kogo wyprzedziłem po drodze. Podświadomie czuliśmy jednak, że Marek jedzie bardzo szybko. Podniósł nam wysoko poprzeczkę. Jestem pełen uznania dla niego, gratuluję jazdy oraz faktu, że „żelazo” wytrzymało!
W tym roku zebraliśmy bardzo dużo doświadczeń. Jazda w terenie sprawia nam ogromną przyjemność, a o to najważniejsze. Samochód Dominika to perełka – potrafi wszystko!
Plany na przyszłość? Na Dakar się nie wybieram, bo po pierwsze mnie stać, a po drugie mnie tam nie ciągnie. Mam ochotę spróbować Ładogi, ale jej termin koliduje niestety z Magamem. Myślę, że znowu spróbujemy startu na Drezno-Wrocław. I oczywiście przyjedziemy na Transgothikę 2010!

Rasmus Engelbrecht (III miejsce w klasie Trophy):

Czterokrotnie startowałem w organizowanym przez Violę i Andrzeja Magam Trophy, to jest mój pierwszy raz na Transgothica Maraton. I jestem bardzo, bardzo zadowolony! Już teraz mogę powiedzieć, że wystartuję w kolejnej edycji – choćby dla samej atmosfery rajdu.
Przeszkody były bardzo dobre, nigdy jeszcze nie mieliśmy doświadczeń z tak szybką jazdą. Zdarzało nam się rozwijać prędkość 140 km/h, co dla nas było prawdziwą nowością! Bardzo podobała mi się kompilacja jazdy w ciężkim terenie oraz ścigania się z dużą prędkością. Trasa Trophy była trudna, dodatkowym wyzwaniem był dla nas aż tygodniowy czas trwania rajdu. Wcześniej na Magam Trophy było bardzo dużo działań z wyciągarką, podczas gdy tutaj bardziej liczyły się moje umiejętności jako kierowcy, które poddano sprawdzianowi na wymagających przeszkodach terenowych. Bardzo podobała mi się kombinacja jazdy szybkiej i technicznej. To było duże wyzwanie! Ale muszę przyznać – moje auto trochę ucierpiało…, bardzo ucierpiało! To samochód stworzony do rajdów trophy, a nie do jazdy z dużymi prędkościami. To dla niego zupełna nowość! Na dodatek przyzwyczajeni jesteśmy do imprez parodniowych, a tu walka trwała przez cały tydzień! Wiele się nauczyliśmy. Wiemy, jakie należałoby wprowadzić poprawki w naszym aucie. Powinniśmy mieć lepsze zawieszenie, „zrzucić” nieco wagi, a nawet wymienić pasy bezpieczeństwa, które po 900 kilometrach w terenie wyraźnie czuję na ramionach… Organizacja była perfekcyjna! Oczywiście zawsze można coś poprawić, ale to nie ma dla mnie znaczenia! Wszystko mi bardzo odpowiadało. Widać, że przygotowaniom poświęcono dużo czasu. Jestem pod wrażeniem umiejętności polskich kierowców. Robert Kufel i Marek Schwarz to wyśmienici kierowcy. Jadąc za nimi, miałem okazję widzieć, co potrafią. Mają świetne auta, duże doświadczenie i jeżdżą po mistrzowsku, niemal bezbłędnie. Jedyną szansą dla nas, by zająć wyższe miejsce, była awaria ich samochodów…

Hubert Odejewski (zwycięzca klasy Cross-Country):

To było dla nas nowe doświadczenie. Dotąd startowaliśmy niemal wyłącznie w Rajdowych Mistrzostwach Polski Samochodów Terenowych. Podobała mi się trasa, było dużo prostych, szybkich odcinków, co bardzo odpowiadało naszym upodobaniom i naszemu samochodowi. Bardzo fajny był zwłaszcza pierwszy, „dakarowy” etap po wydmach. Przy okazji chciałbym podziękować mojemu kuzynowi Adamowi, z którym mi się świetnie współpracowało.
Nowością była dla nas rywalizacja na otwartych drogach według notatek nawigacyjnych, czym maratony różnią się od RMPST, gdzie tory są otaśmowane i obstawione sędziami. Niestety, gdy zabłądziłem, w zderzeniu z nami ucierpiał Jacek Bujański, ale na szczęście – poza złamaną nogą – nic poważniejszego mu się nie stało. Dziś do niego dzwoniłem, jest już w domu.
Bardzo cieszę się ze zwycięstwa. Po wypadku na przedostatnim etapie sądziłem, że to już koniec, ale po całonocnej pracy udało się doprowadzić auto do porządku. Wygraliśmy ostatecznie z przewagą 15 minut nad naszym najgroźniejszym rywalem, Wojciechem Tolakiem. Auto wytrzymało trudy wyścigu, choć jechaliśmy bez serwisu. Tylko raz, gdy mieliśmy problem z mostami, musieliśmy wezwać mechaników, którzy w nocy usnęli awarię. Nie czas teraz na odpoczynek – jutro jadę do Szczecina na start Baja Poland. Aby wystąpić w klasie TH, musieliśmy doważyć auto i założyć zwężkę. Bardzo mi zależy na tym starcie, bo chciałbym porównać się z „Hołkiem”, zobaczyć, ile nas dzieli.
Rozmawiał: Arek Kwiecień

Toughbook_TG