Sobota na MT Series 2011 – ultramaraton

październik 08, 2011
- Ufff, dzisiaj było naprawdę ciężko! – mówili na mecie zawodnicy, którzy szczęśliwie ukończyli maratoński 160-kilometrowy etap, stanowiący najdłuższą część tegorocznego MT Series. Na morderczą dawkę off-roadu złożył się nie tylko długi dystans, ale również przeszkody terenowe, z których słynie poligon w Drawsku Pomorskim, dżdżysta i zimna pogoda, a także narastające zmęczenie zawodników. Nie wszyscy bowiem zdążyli choć trochę odpocząć po etapie nocnym.

- Teoretycznie startujemy w klasie cross-country, ale dziś czuliśmy się niemal uczestnikami klasy sport – mówi Kamil Nowak, pilot zespołu Toyota Katowice Castrol Team. – 160-kilometrowa trasa była bardzo wymagająca: w jej skład wchodziły i czołgówki, i ogromne dziury z błotem, i leśne dukty. Dużym wyzwaniem była nawigacja, a zwłaszcza długie odcinki na azymut – w tych miejscach można było zyskać, ale i sporo stracić. Trudności odczuł też nasz samochód, bo od 100. kilometra jechaliśmy bez ładowania. Dosłownie gasł w oczach – po kolei przestawały działać wycieraczki, nawigacja, metromierze… Jadąc za kolegami, rzutem na taśmę dotarliśmy do mety. Bardzo się z tego cieszymy, bo dziś mocno dostaliśmy w kość. Czujemy to w kręgosłupach, ramionach, szyjach…

Po dzisiejszym etapie trudno byłoby znaleźć zawodnika, który nie zaliczyłby na trasie jakichś „przygód”. Jedni tonęli lub zalewali silniki na przeszkodach wodnych, inni zaliczali wywrotki lub zmagali się z awariami. Na dodatek padający po południu deszcz w połączeniu z niską temperaturą powietrza czynił warunki do jazdy niezbyt komfortowymi. Gehennę przeżył między innymi jeden z najbardziej doświadczonych polskich off-roaderów – Piotr Gadomski, który do mety dotarł po całym dniu zmagań – głównie ze swoją maszyną. – Mocno dziś się napracowaliśmy. Moje buggy jest jeszcze w „dziecięcym wieku” i wciąż nas zaskakuje – opowiada wyraźnie zmęczony. – Wielkim kłopotem okazała się dla nas szyba, która była nieustannie zachlapana – i od przodu, i od tyłu, ograniczając nam pole widzenia. Mój pojazd ma napęd na tył, jest nieduży, więc każdą przeszkodę wodną musieliśmy agresywnie atakować, tym bardziej ją rozchlapując. Ale to drobiazg w porównaniu z awarią paska napędowego, który się rozleciał. Musieliśmy rozebrać napęd na trasie, prowizorycznie naprawić i z powrotem złożyć w całość. Jakby tego było mało, rozerwany pasek uderzył w jedną z wiązek elektrycznych i odtąd aż do mety silnik cały czas gasł. Czasem po 100 metrach, czasem po kilometrze jazdy. Mimo tych wszystkich niedogodności muszę przyznać: trasa była super! Bardzo zróżnicowana, świetnie opisana. Generalnie więc jestem bardzo zadowolony.

Powodów do narzekań nie ma Krzysiek Kretkiewicz, lider quadowej klasy sport. – Dziwnym trafem pokonałem dziś 180 zamiast 160 kilometrów – opowiada. – Mam na to swoją teorię. gdy quad podskakuje, koła szybciej się kręcą i stąd ta rozbieżność. Wygląda więc, że 20 kilometrów… przeleciałem w powietrzu (śmiech). Trasa niesamowicie mi się podobała, bo zajrzeliśmy dziś w niemal każdy zakątek poligonu. Zaliczyliśmy cały program pod tytułem „Drawsko”. Wyjeździłem się na maxa! W takich warunkach straty w sprzęcie „muszą być” – rano jeszcze przed startem wymieniłem półoś, teraz czeka mnie drobna naprawa amortyzatora, mam pogięte felgi. Do mety rajdu na szczęście już niedaleko…

W niedzielę zawodnicy pokonają 60-kilometrową trasę zamykającą zmagania na tegorocznym MT Series. Różnice w klasyfikacji nie są duże, tak więc zapowiada się gorąca rywalizacja aż do samej mety.

Na czele samochodowej klasy sport trwa nieustępliwa walka o supremację między Gratami a Black Tankiem. Liderami przed finałowym etapem są Marcin Łukaszewski i Magda Duhanik (dziś najszybsi), którzy czują jednak na plecach oddech Artura Owczarka i Romana Popławskiego oraz Roberta Kufla i Dominika Samosiuka. W klasie cross-country prowadzi Martin Kaczmarski, który mknął dziś po poligonie z prędkością Leoparda. Za nim jak cień (z wybitym nadgarstkiem) podążał Trasek (miał przymusowy 10- minutowy postój w wyniku awarii wentylatorów), ale pechowo nie zauważył oznakowania CP na samochodzie sędziów i dotarł do mety bez jednej z pieczątek, zarabiając karę 2 godzin. Najszybszą załogą dzisiejszego etapu był duet Odejewski-Derengowski, który w nocy zreanimował wąs kierowniczy, ale podczas dzisiejszego etapu borykał się ze szwankującym GPS-em. Niestety kłopoty z kręgosłupem nie pozwolą Hubertowi i Andrzejowi kontynuować jazdy w niedzielę.

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro

MT SERIES 2011 - wyniki etapu sobotniego i generalkapo 2 etapach: