Niedziela i poniedziałek na Drezno-Wrocław 2013. Polscy przodownicy

Po krótkiej wizycie w Niemczech, gdzie w sobotę odbył się prolog, a w niedzielne przedpołudnie krótki oes pierwszy, rajd Drezno-Wrocław przeniósł się na poligon w Drawsku Pomorskim. W niedzielę wieczorem zawodnicy wyruszyli na bodaj pierwszy w historii tego rajdu etap nocny. W poniedziałek zmierzyli się z długim, ponad 150-kilometrowym oesem.

Po 500-kilometrowej dojazdówce z Lausitzring do Drawska, w niedzielę o godzinie 8 wieczorem na trasę wyruszyły motocykle i quady. - Trasa miała jakieś 70 kilometrów – opowiada Remigiusz Kusy, zwycięzca Drezno-Wrocław 2012. - Ruszyliśmy o zmroku, więc na początku coś jeszcze było widać. Po drodze trochę bagienek, kilka przepraw, dwa razy było trochę głębiej. Do mety dojechaliśmy bez problemów, ale inni mieli gorzej. Bohaterką była Alina, która na linie przyciągnęła jednego z naszych kolegów.

Start samochodów i ciężarówek bardzo się opóźnił, a załogi rozpoczęły zmagania grubo po godzinie 23, gdy... motocykliści i quadowcy meldowali się już na mecie. Najlepsze samochody – ubłocone, ociekające wodą... – finiszowały o godzinie pierwszej, ale wielu ekipom pokonanie nocnego oesu zajęło znacznie więcej czasu. Największą trudnością dla zawodników były dwa długie azymuty, na których w ciemnościach nocy zwyczajnie się gubili. Niektórzy zupełnie machnęli ręką na obowiązek zaliczania Punktów Kontroli, co zaowocowało wysypem kar czasowych. 

W poniedziałek zawodnicy rywalizowali na trasie... wtorkowej – wszystko z powodu znalezionego na środku poligonu niewypału, który zmusił wojsko do odseparowania zagrożonej strefy, a organizatorów do zmiany planów. Etap w założeniu miał liczyć około 150 kilometrów i charakteryzować się dość sporymi trudnościami. 

- Ja najechałem dziś w sumie 202 kilometry – mówi REMI. - Startowaliśmy według czasów dwójkami, wymieszani  z motocyklistami. Już po 10 kilometrach w trudnym pod względem nawigacyjnym terenie udało mi się dość szybko znaleźć właściwy kierunek i wyszedłem wraz z Maćkiem (Markiewiczem – przyp. AK) na prowadzenie. Przez blisko 80-90 kilometrów jechaliśmy razem, przecierając trasę. To było niesamowite, bo prowadziliśmy, jadąc szybciej od najlepszych motocyklistów!

Rola lidera była jednak bardzo wymagająca – Polacy nie raz wjeżdżali w zupełnie zarośnięty teren, gdzie nie mieli żadnych śladów. Czasem, zwłaszcza gdy quady nie mieściły się między wąsko rosnącymi drzewami, myśleli, że zabłądzili. Po około 90 kilometrach wątpliwości kazały im cofnąć się o kilometr, a wtedy dogonili ich czołowi motocykliści, którzy ostatecznie finiszowali jako pierwsi. Remek i Maciek dotarli do mety tuż za ich plecami i mogą być pewni, że prowadzą w klasie ATV. Na 3. miejscu plasuje się prawdopodobnie Piotr Ceklarz, który etap ukończył pół godziny później. Świetnie radzi sobie również Alina Kramer; o godzinie 21 do mety nie dotarli niestety jeszcze „Hanys” i „Pit Bull”.

Etap był bardzo trudny – pełen przepraw, wymagających zjazdów i podjazdów. Przekonała się o tym francusko-polska załoga Polarisa: Christophe Courtin i Piotr Wnęk, którzy na blisko półtorej godziny utknęli w błotnej pułapce. Paweł Styś i Tomasz Dębiński startujący Artcic Catem od początku rajdu borykają się z problemami technicznymi – dziś niestety również nie ukończyli etapu o własnych siłach.  Nieźle radzą sobie również nasi motocykliści.

- Z nadzieją patrzymy w niebo, bo wczoraj było strasznie zimno, ale dziś wreszcie się trochę wypogodziło – podsumowuje REMI. - Atmosfera jest super, poprawiło się jedzenie (w tym roku serwuje je polska firma), organizacyjnie wszystko w porządku. Brakuje nam tylko polskich ekip samochodowych, bez których czujemy się nieco samotnie... Będziemy walczyć, by Polacy znów zwyciężyli!

***

Najlepszą załogą samochodową w poniedziałek byli Niemcy Martin Haehle i Wolfgang Braun (Toyota BMW Proto), którzy pokonali etap w czasie 05:43:00. Haehle kilka lat temu zaznał już smaku zwycięstwa w "Dreźnie". Kolejne cztery miejsca zajęli... Francuzi, którzy być może przejmą schedę po polskich dominatorach.

W klasie motocykli najlepszy czas wykręcił Michał Żukowski, który o ponad 4 minuty pokonał Holendra Henka Knuimana i o ponad 20 minut Niemców: Juena Beata i Olivera Posta.

Zmagania quadowców - tak jak informowaliśmy - wygrał Remigiusz Kusy, za którym uplasowali się Maciej Markiewicz i Piotr Ceklarz.

W klasie ciężarówek "lekkich" zwyciężyli Belgowie Wineboud De Lille i Karel Vereecke w Unimogu, a w klasie ciężkiej - znany nam doskonale tercet Chemnitz / Beier / Moeler w IFie.

text: Arek Kwiecień, fot. Hansy Schekahn / marathonrally.com