IV etap Drezno-Wrocław 2012 – kufel pecha

Pokonanie 250 kilometrów IV etapu rajdu Drezno-Wrocław najlepszym zawodnikom zajmowało około 7 godzin. Jeśli dodać do tego, że dziś praktycznie nie było załogi, którą ominęłaby awaria, należy współczuć wszystkim tym, którzy w rajdzie startują bardziej dla rekreacji niż dla sportu. A to wciąż nie był najdłuższy etap tegorocznej edycji rajdu...

Drezno-Wrocław ulega metamorfozie. Nowe trasy, nowe miejsca, nowe obozy... Etapy są trudniejsze i dłuższe. Widać również zdecydowanie mniej załóg w obozie. Policzyliśmy: w zawodach startuje 86 samochodów, 45 motocykli, 18 quadów i UTV-ów, oraz 29 ciężarówek, czyli w sumie 178 pojazdów – blisko dwa razy mniej niż za rekordowych lat. Nie wiadomo, co jest przyczyną spadku frekwencji – silna konkurencja (jak choćby wspominane już w naszych relacjach Transgothica i MT Rally – ten ostatni w tym roku zgromadził niemal tyle samo zawodników na starcie!), zmiana preferencji zawodników z przeprawowej na cross-country, wysokie koszty wpisowe, niedociągnięcia organizacyjne? Zmiany w strukturze Drezno-Wrocław są więc jak najbardziej pożądane. Tegoroczna edycja rajdu ma szansę zyskać opinię jednej z najtrudniejszych i najdłuższych – kto wie, czy to nie przyciągnie większej liczby zawodników w latach kolejnych?

IMG_0514- Muszę pochwalić dzisiejszy roadbook, bo praktycznie nie było w nim żadnych pomyłek -  mówi Remigiusz Kusy, który wraz z Andrzejem Pieronem prowadzi w klasie quadów. - Etap stał pod znakiem wody. Było mnóstwo przepraw, kałuż, ale na 250 kilometrach nie zabrakło w zasadzie niczego! Był nawet bardzo techniczny trial, który omijały auta i ciężarówki. Należało tam przeciągnąć się bokiem na wyciągarce, żeby nie wywrócić quada. Zwykle jeżdżę razem z moim kolegą Andrzejem, ale dziś dołączył do nas Piotrek Zeszuta, bo w jego quadzie padł przedni napęd, więc trochę mu pomagaliśmy na przeprawach. Wydaje mi się, że poszło nam dobrze i wciąż jesteśmy na czele klasyfikacji. Pamiętamy jednak, że to dopiero półmetek. Z naszymi Can-Am-ami nie mamy żadnych problemów – czyszczenie filtra, smarowanie, tankowanie i jedziemy dalej!

Zdecydowanie więcej problemów z maszynami miały nasze załogi samochodowe. Paweł Oleszczak, który po dzisiejszym etapie odzyskał fotel lidera, dwukrotnie zatrzymywał się na trasie, by wymienić komputer. Problemy z półosią i dystansem mieli Kwiatkowscy, którzy z tego powody na pewno stracili dziś kilkadziesiąt minut. Jeden z francuskich samochodów podczas przeprawy zdefasonował przód Zetrosa Krzysztofa Ostaszewskiego. Na trasę wyjechał, ale jeszcze późnym wieczorem nie wrócił Ural Grześka Ostaszewskiego...

Pechowcami dnia byli jednak Robert Kufel i Dominik Samosiuk z RMF 4Racing Team, którzy po III etapie byli liderami rajdu (wcześniej przez 2 etapy prowadzili zawodnicy Hotwheels Team). - W nocy popadało solidnie, więc wszystko było dziś zalane na trasie, co akurat nie stanowiło dla nas problemu – mówi Robert. - Pokonywaliśmy dziś aż 250 kilometrów, więc mogliśmy przetestować zasięg Grata - gdzie to było możliwe wbijałem najwyższy bieg, żeby nie obciążać silnika. Na trasę wzięliśmy 3 kanistry, ale już na 8. kilometrze okazało się, że pas się odczepił, a my ciągniemy paliwo po ziemi. IMG_1210Dwa kanistry musieliśmy zostawić, więc zapas mocno nam się ograniczył. Ale to jeszcze nic! Około 170. kilometra zacząłem mieć problemy ze zmianą biegów. Okazało się, że pękła dźwignia! Zdemontowaliśmy część tunelu i Dominik wbił na stałe 4. bieg – najbardziej uniwersalny. Odtąd przełączałem tylko reduktor, który przez to dostał mocno w kość. Jakby tego było mało – parę kilometrów później padły wycieraczki. Zawiązaliśmy do nich – z lewej i prawej – kabel od Garmina i po każdej kałuży na zmianę: raz ciągnąłem kabel ja, a raz Dominik. Nie wspomnę jeszcze, że przy tej ilości wody zalewało nas od góry i od dołu (przez tunel), wycieraczki nie pracowały, nie mogłem zmulić silnika na 4. biegu, nawrotki też robiłem z rozpędu, bo przecież wstecznego brak. Dawno tak się nie zmordowałem! Modliłem się, żebyśmy dojechali do mety. Paliwo starczyło na styk... Myślę, że limit pecha wyczerpaliśmy.

Robert z Dominikiem stracili około 25 minut do Pawła Oleszczaka i Maćka Chełmickiego, co oznacza, że spadli na 2. miejsce. Nasze załogi toczą zacięty, wyrównany bój o zwycięstwo, ale w chwalebnym duchu fair play – wzajemnie sobie pomagając i wspólnie spędzając wieczory. Trzymamy kciuki, aby na końcu rajdu wspólnie również, wraz z innymi polskimi załogami, które również plasują  się w czubie, mogli świętować kolejne zwycięstwo na „Dreźnie”.

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro


Wyniki po 3 dniach, a więc bez dzisiejszego etapu:

DW2012_wyniki_po3

Kompletna galeria zdjęć z IV etapu: