Ładoga Trophy 2012 - PROTOmachia

Relacje z pierwszej połowy rajdu (z puntu widzenia Off-roadsport Titanium Team) oraz galeria zdjęć Pawła Rosłonia.

Tegoroczna Ladoga Trophy poprowadzona jest w odwrotnym kierunku do zeszłorocznej edycji. Rywalizacja rozpoczęła się bardzo spokojnie. Marcin Łukaszewski i Magdalena Duhanik zajęli 3. miejsce na pierwszym odcinku specjalnym i znaleźli się w "trójce bez kar".

- Start honorowy zorganizowany w St. Petersburgu był wyjątkowy, mnóstwo samochodów, ludzi, a wszystko w pięknym otoczeniu - mówi Marcin Łukaszewski. - Później 120-kilometrowa dojazdówka do odcinka specjalnego, gdzie wystartowaliśmy jako czwarta załoga. Ponad 9 kilometrowy oes to w większości podmokłe łąki których łączna długość wynosiła około 5 km. Rajd rozpoczęliśmy bardzo spokojnie, bez szaleństw i zakończyliśmy na 3 miejscu. Niedzielny, 25-kilometrowy etap rozpoczął się ciekawym podjazdem i zjazdem piaskowym, następnie wjechaliśmy w wodę i podmokłe łąki. Widać było, że przed nami tą trasa jechały inne klasy bo wiele było śladów, ale nikogo nie spotkaliśmy. Po pierwszym etapie z powrotem zamontowaliśmy amortyzatory, które w nocy dostarczyli nam poznani w "szynomontażu" Rosjanie, wielkie podziękowania za ich uprzejmość i przyjazne nastawienie. Rajd dopiero się zaczyna, więc na razie trudno o jakiekolwiek oceny.

Trzeci, najdłuższy etap ustalił klasyfikację stawki Proto. Team Off-roadsport Titanium z czasem 15h08m53s ukończył dzień na 4. miejscu i takie też zajmuje w klasie Proto. Pierwsza lokata należy do, doświadczonego na lokalnych terenach, Romana Briskindowa, który odcinki pokonał w czasie 10h31m54s. Druga pozycja przypadła Kariemu Sihvonenowi 11h49m18s, a trzecia Sergiejowi Halziewowi 14h21m58s. Rozegrano dwa odcinki specjalne (75 km i 35 km), przedzielone bardzo krótką przerwą na dojazd (ok 100 km) i serwis. Trasa wiodła zniszczonymi, starymi drogami leśnymi o podłożu gliniastym, a także przez zimniki. Etap okazał się niezwykle wymagający dla uczestników. W grupie Proto tylko połowa z 12 zawodników pokonała próby, nie korzystając z taryfy.

- To był najdłuższy dzień rajdowy na Ładodze, a także w całej mojej karierze – mówi Marcin Łukaszewski. - Limit w jakim należało pokonać dwa odcinki specjalne miał 24 godziny. Przed startem trochę sobie z tego żartowaliśmy, ale szybko okazało się dlaczego tak było. Można użyć określenia, że była to prawdziwa wojna, ponieważ przejechanie pierwszego odcinka specjalnego, który miał 75 kilometrów zajęło nam aż 10,5 godziny! To było 10 godzin prawdziwej walki. Na dodatek mieliśmy awarię siłownika sprzęgła, który uszkodziła gałąź i naprawa zajęła około godziny. Trasa wiodła błotnistą, glinianą drogą, z ogromnymi koleinami. Nie zabrakło też zimników. Nasza średnia prędkość 7,5 km/h świetnie odzwierciedla co się tam działo. W czasie krótkiego serwisu między oesami założyliśmy tylne amortyzatory bo zamontowane wcześniej od Uaza wybuchły. Drugi odcinek nazwany "Drogą pijanego drwala" był krótszy, ale większą część jechaliśmy już po ciemku. Droga była bardzo rozryta, a na dodatek nie brakowało pułapek np: wystających pniaków. Możliwe, że na jednym z nich złapaliśmy kapcia i trzeba było zamienić koła przednie z tylnym. W sumie walczyliśmy około 15 godzin, ustanawiając nowy rekord.

Czwarty etap Ladoga Trophy nazwany "Plażowa gonka" to bardzo widowiskowa ściganka. Dwa krótkie odcinki specjalne przygotowano w niedalekich okolicach kampu, nad jeziorem Ładoga.

Wyścig trwał od godziny 15 do 22. Uczestnicy startowali wg. kategorii, start klasy Proto ustalono na sam koniec. Pierwszy odcinek specjalny prowadził po plaży i ustawiony był tak aby samochody musiały wjechać do płytkiej wody. Drugą próbę wytyczono po piasku tuż nieopodal plaży. Po bardzo wyczerpującym etapie trzecim zawodnicy mogli odpocząć i zregenerować siły oraz samochody. Wieczorem odbyły się wybory miss Ladoga.
text i foto: Paweł Rosłoń