Katarzyna Kaczmarska prosto z Ładoga Trophy - zmęczona, ale szczęśliwa!

Po dwóch dniach „rozgrzewkowych” w poniedziałek zawodnicy rozpoczęli zmagania na ponad 100-kilometrowym, 24-godzinnym etapie, który – to wielce prawdopodobne – niewielu ukończy w limicie czasu. Problemem na rajdzie są bowiem nie tylko ciężkie oesy, ale nawet same dojazdówki, które należy pokonywać według koordynatorów. Kasia Kaczmarska, która wraz z Kamilem Podolakiem, walczy w klasie ATV, przeżywa trudne chwile, ale start przynosi jej wiele satysfakcji.  

- Już pierwszy dzień był ciężki, choć mieliśmy do pokonania „tylko” 18 kilometrów – mówi Katarzyna Kaczmarska. - Największą trudnością była wielka, niekończąca się, „pływająca” łąka, na którą po prostu mieliśmy za małe kółka. Nasi rywale jechali na potężnych oponach i po tych dywanach poruszali się znacznie szybciej niż my. Niestety nie zmieściliśmy się w limicie czasu, ale i tak sklasyfikowano nas na 7. miejscu z 18. startujących zespołów. Przed nami były tylko załogi, którym wystarczyło czasu na pokonaniu oesu. W niedzielę było fajnie, zajęliśmy 9. miejsce na odcinku. Jechało nam się super, mogliśmy też podziwiać piękne widoki.

W poniedziałek nasz quadowy team nie zaliczył odcinków, z których pierwszy liczył aż 82 kilometry, a drugi 30 km. Niestety w quadzie Kamila niedługo po starcie urwał się wentyl, co pokrzyżowało wszystkie plany. Na Ładodze nikt nie ma zapasowego koła, bo każdy stara się maksymalnie odciążyć swój pojazd. Dopompowywanie koła również na dłuższą metę jest bezcelowe. Ostatecznie Kasia i Kamil wrócili na start, co jakiś czas uzupełniając powietrze w oponie. Naprawa usterki zabrała im sporo czasu, na dodatek musieli pospawać podnóżek i ostatecznie nie zaliczyli żadnego oesu.

LadogaKK2W nawigowaniu Polacy radzą sobie natomiast po mistrzowsku! Jeszcze ani razu nie spóźnili się na start, co na Ładodze jest dużym wyczynem. - Tu na start spóźnia się niewiarygodnie dużo załóg! - mówi Kasia. - A my jeszcze ani razu! Dziś startowaliśmy jako 11. załoga, a przed nami nie przyjechało na czas aż 6 zespołów. Bo tutejsze dojazdówki nie są takie proste! Trzeba bardzo uważnie nawigować po waypointach, bo inaczej nie ma możliwości, by trafić na start, który z reguły znajduje się w środku lasu. Wczoraj do startu mieliśmy 8 kilometrów, które pokonywaliśmy całą godzinę, ponieważ 3 drogi, którymi próbowaliśmy jechać, po paru kilometrach nagle się kończyły. W środku lasu! Swoją drogą w niedzielę m.in. Adam Bomba przez to w ogóle nie wystartował do oesu. Wystarczy spóźnić się 30 minut i sędziowie nie puszczają już na odcinek. 

Jest ciężko, w głosie Kasi słychać zmęczenia, ale o zniechęceniu nie ma mowy! - Jestem niesamowicie wyczerpana – przyznaje nasza reprezentantka. - Wszystkie quady, które startują w Ładodze, mają wspomaganie kierownicy. My jako jedyni kręcimy nią własnymi siłami. Dzisiaj przez 10 kilometrów jechaliśmy po balach, które były poukładane nawet pół metra od siebie. Ale nam dały czadu! Mam okropne odciski na dłoniach, ale i tak jestem zadowolona! Jest przepięknie, dziś nocujemy nad brzegiem jeziora Ładoga, który jest... naprawdę wielkie!  Jedziemy dalej, z quadami wszystko OK. Szkoda, że mamy pecha – wczoraj też mogliśmy być szybsi, ale też złapaliśmy gumę i musieliśmy co kilometr zatrzymywać się, by dopompować koło. Za to w nawigowaniu jesteśmy znakomici!

Text: Arek Kwiecień, fot. Ladoga Trophy / FB