Wydrukuj tę stronę

Wystartował Rainforest Challenge 2015. Powrót do lasów deszczowych

listopad 30, 2015

W sobotę w dalekiej Malezji (ale bliskiej sercom polskich off-roaderów) rozpoczęła się kolejna edycja słynnego Rainforest Challenge, w którym startują w tym roku dwie nasze załogi: Dagmara Kowalczyk i Roman Popławski, oraz Wojciech Gołębiowski i Tomasz Dargacz. Przeprawa przez Strefę Mroku, pojedynki z Terminatorem i Predatorem, niezliczona ilość krótkich, ale treściwych oesów w tropikalnym klimacie tworzą sportowy wymiar rajdu. Ale obok nich nie mniej istotna jest również przygodowa strona imprezy, na której - gdy rozpada się deszcz - zdarzyć się może niemal wszystko.

Blisko 10 lat temu zawodnicy nie byli w stanie opuścić dżungli, ponieważ powódź odcięła im drogę powrotu. Auta zostały w lesie, a wiele z nich znalazło się pod wodą. Dopiero po paru tygodniach pojazdy zostały ewakuowane do cywilizacji przez wojsko. Zdarzały się również edycje, w trakcie których zaplanowana na dwa dni przeprawa przez Twilight Zone wydłużała się parokrotnie. Na Rainforest Challenge przeżyć można nie tylko sportowe emocje, ale zaznać również, co znaczy głód, krańcowe wyczerpanie czy odcięcie od świata. 

Polacy, którzy w tym roku zdecydowali się zmierzyć z malezyjskim ekstremem, choć jeszcze nigdy w nim nie startowali, mieli już okazję poznać go z bliska, uczestnicząc we wcześniejszych edycjach w roli dziennikarzy czy obserwatorów. Dla Dagmary Kowalczyk, reporterki TVN Turbo, jest to już czwarta wizyta w Malezji. - Zdążyłam już mniej więcej poznać Rainforest Challenge, przemierzając jego trasę z kamerą i mikrofonem - mówi. - Może mniej niż więcej, ale nigdy nie odpuszczałam, zawsze towarzyszyłam zawodnikom, by poczuć ten rajd "od środka". Tu nigdy nie można być pewnym, że jest się dobrze przygotowanym. Za każdym razem jest inaczej, wiele zależy od pogody. Nie ukrywam, że od dawna kusiło mnie, by tu wystartować. Aż uznałam, że należy realizować (off-roadowe) marzenia. Ale gdy podjęliśmy decyzję o wyjeździe, ugięły się pode mną nogi. Mieliśmy mało czasu na przygotowania, zaczęłam obawiać się, czy podołam wyzwaniu. Wciąż się boję i czuję presję, bo nie chciałabym zawieść siebie oraz kibiców. A wiem, że łatwo nie będzie, choćby na oesach, gdzie panuje duża presja czasu. Nietrudno wtedy o błąd: wywrotkę, rolkę lub dach.   

Dagmara, która od wielu lat obserwuje rajdy terenowe z pozycji dziennikarki, od trzech sezonów startuje w nich również w roli kierowcy. Jej czerwonego Jeepa mogliście zobaczyć w akcji na niejedynym Mucie, Bałtowskich czy Polandzie. Przed występem w Rainforest Challenge nasza koleżanka po fachu dołożyła starań, by wyeliminować, a przynajmniej zminimalizować swoje słabsze strony - słabsze w sensie dosłownym. - Zdaję sobie sprawę, że nie mam tylu sił w rękach co mężczyźni i niełatwo mi będzie manewrować autem na ciasnych i krętych oesach w Malezji - mówi. - Nie wspominając już o tym, że nie dysponuję selektywnymi hamulcami w moim aucie. Dlatego w ostatnich miesiącach sporo uwagi poświęciłam przygotowaniu fizycznemu, za które odpowiadał mój trener Adam Herman. Myślę, że przyniosły one efekty. Dodatkowo na Bałtowskich  "pobiegałam" trochę z liną w roli pilota. W Malezji może to również okazać się koniecznością. Oby tylko ominęło mnie dźwiganie kotwicy...

Start w Kuala Lumpur:

Partnerem Dagmary podczas rajdu w Malezji jest Roman Popławski, jeden z najbardziej utytułowanych pilotów przeprawowych w Polsce. Rainforest Challenge miał okazję obserwować z bliska przed rokiem, dzięki czemu poznał rajd, ale mimo to zdaje sobie sprawę, że czeka go wiele niespodzianek. - Edycja 2014 była podobno bardzo "sucha" - mówi. - Opinia ta krąży, mimo iż w trakcie zawodów padał deszcz. Boję się pomyśleć, co więc oznacza "mokra" edycja... Spodziewam się trudnego rajdu, bardzo wymagającego szczególnie ze względu na klimat: wysokie temperatury i dużą wilgotność powietrza. Miejscowym zawodnikom na pewno będzie łatwiej, choćby z tego względu, że dla nich to norma. Specjalnie do Malezji wybraliśmy się już tydzień przed zawodami, aby choć trochę się zaaklimatyzować. Nie wiemy jednak, co nas czeka i ta niepewność bardzo mnie ekscytuje! Samochód mamy dość dobrze przygotowany. Firma Dragon Winch specjalnie na tę okazję wyposażyła nas w dwusilnikową wyciągarkę,  która na pewno bardzo się przyda na trudnej trasie. Po raz kolejny w rajdowych warunkach sprawdzimy w akcji nasz zmodyfikowany silnik (Daihtasu 2.8) z instalacją gazową Elpigaz, którego moc udało nam się zwiększyć ze standardowych 90 KM do 160 KM. Na pewno czeka nas ogromne wyzwanie. Cieszę się, że zamiast  "marzyć" o "Rainforeście" dopięliśmy swego i w nim startujemy. Jesteśmy najlepszym przykładem, że wystarczy chcieć i się zebrać, aby tu się pojawić.

Wojciech Gołębiowski, który w Malezji wystartuje w parze z Tomaszem Dargaczem, malezyjską dżunglę zamierza pokonać na kołach swego Can-Ama. Nieduży UTV ma szansę zabłysnąć na oesach, ale niełatwo mu będzie podczas przeprawy przez dżunglę. Większość samochodów w trasę zabiera ze sobą dużo ekwipunku i części zamiennych. Dwuosobowy Maverick ma jednak ograniczone możliwości transportowe. - Mimo to jestem dobrej myśli - mówi Wojtek. - Rajd w ostatnich latach ewoluował i organizator troszczy się obecnie, by zawodnicy nie byli odcięci do serwisu. A przynajmniej na to właśnie liczę. Na pewno jednak będę uważał, by czegoś nie zmajstrować w dżungli, gdy pomoc nie będzie czekać na wyciągniecie ręki. Zamierzam oczywiście jechać spokojnie. Nie nastawiamy się na walkę o wysokie lokaty. Jeśli nie będziemy popełniać błędów, wynik sam się pojawi. Przede wszystkim zależy nam na przeżyciu ciekawej przygody. 

Dagmara Kowalczyk potwierdza, że w ostatnich latach Rainferest Challenge stał się mniej bezkompromisowy dla uczestników - na dojazdówkach organizowane są postoje, na których można spotkać się z mieszkańcami wiosek, posłuchać tradycyjnej muzyki czy skosztować lokalnych przysmaków. Malezyjczycy słyną ze swojej gościnności, co współtworzy wyjątkową atmosferę rajdu.

RFC2015 - pierwsze oesy:

- O rywalizacji sportowej dużo nie myślmy - mówi Dagmara. - Naszemu Jeepowi trudno będzie konkurować z miejscowymi maszynami: bardzo lekkimi, wyposażonymi w mocne silniki. Sukcesem będzie, jeśli osiągniemy metę. Najlepiej o własnych siłach. Oczywiście obawiam się, czy sprostam wymaganiom rajdu. Nigdy nie uczestniczyłam w imprezie przeprawowej trwającej 10 dni. Nawet Magam (w którym nie startowałam, a tylko relacjonowałem) składał się tylko z 5 dni jazdy. W ubiegłym roku podpatrywałam w akcji zespoły kobiece - dziewczyny bardzo mi zaimponowały twardością charakterów, odwagą i nieustępliwością. Niełatwo będzie je pokonać. Najbardziej jednak cieszę się ze spotkania z ludźmi, którzy tworzą te szczególną imprezę. Odnoszę wrażenie, jakbym jechała do Malezji, by odwiedzić rodzinę.

Rainforest Challenge 2015 rozpoczął się w sobotę w Kuala Lumpur. Pierwszego dnia rozegrano cztery odcinki dzienne i dwa nocne. Mimo że nie były specjalnie długie, wysoka temperatura i duża wilgotność nie ułatwiały zadania polskim załogom oraz ich pojazdom. W polskim Jeepie posłuszeństwa odmówił automatyczny włącznik wentylatorów chłodnicy, co (pośrednio) doprowadziło do zakopania auta na trasie. Później odpadło jeszcze koło pasowe wspomagania, ale awaria ta również szybko została naprawiona przez Romana.

W niedzielę kontynuowano prolog, po zakończeniu którego zawodnicy wyruszyli w daleką trasę dojazdową, by dotrzeć wreszcie na skraj dżungli. Kolumna składa się z ponad 60 aut terenowych, wśród których obok rajdówek są też pojazdy organizatora i zabezpieczenia medycznego oraz towarzyszących załogom dziennikarzy.

Noc z niedzieli na poniedziałek uczestnicy rajdu spędzili już w obozie rozbitym w dżungli. Rankiem przywitali się z Predatorem...

text: Arek Kwiecień, fot. Dagmara Kowalczyk, Roman Popławski