Okrągły stół - komentarze po Rainforest Challenge 2008

Przed chwilą zakończyło się burzliwe spotkanie polskich zawodników z dyrektorem rajdu Louisem Wee oraz przedstawicielem RFC na Polskę - Markiem Janaszkiewiczem. Próbowano sobie wyjaśnić kwestie organizacyjne i regulaminowe, ale nie wszyscy z Polaków wyglądali na usatysfakcjonowanych. Zapraszam do przeczytania porajdowych komentarzy większości naszych zawodników, które zebrałem jeszcze przed rozmowami przy okrągłym stole.

Rafał Płuciennik:
Był to nasz pierwszy start w Rainforest Challenge, pierwszy raz jesteśmy też w Malezji, a nawet Azji. Generalnie podobało mi się – chciałbym tu kiedyś wrócić. Podobała mi się dżungla, atmosfera tego miejsca... Miejsce jest piękne, ma ogromny potencjał... Oczywiście nikt nie pochwali organizacji tego rajdu, mam nadzieję, że w przyszłości to się zmieni. Będziemy dziś rozmawiali z Louisem i spróbujemy na niego wpłynąć, by w przyszłości inaczej to wyglądało. Rozmawiałem dziś z marshallami, którzy podobnie jak my mają zastrzeżenia do tegorocznej edycji rajdu i również chcą zmian.
Jadąc do Malezji, spodziewałem się ciężkiej przeprawy, budowy mostów, walki z dżunglą, a tego tu nie było. Aspekt sportowy rajdu był zupełnie niewystarczający. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej.

Marek Adamczyk:
Formuła rajdu jest nieco inna niż u nas, krajobraz był wspaniały, warunki do jazdy świetne, ale organizatorzy nie wykorzystali tych wszystkich możliwości. Ale i tak generalnie jestem zadowolony! Chociaż nie pojeździłem za dużo z powodu awarii skrzyni. Organizator na pewno powinien wprowadzić zmiany – np. dłuższe oesy, oczywiście wcześniej przygotowane! Niestety kulała logistyka, były braki w komunikacji. Nie raz zdarzyło się, że rozkładaliśmy namioty, a następnie je składaliśmy i znów rozkładaliśmy. Raz wyjeżdżamy, raz nie wyjeżdżamy... I tak w koło... Uważam, że najlepiej byłoby założyć obóz, potem przez 3 dni odbywa się walka na oesach w jego okolicy, a następne przenosimy się do nowego campu i kolejne oesy. Wtedy byłoby super. A tak to namęczyliśmy się niepotrzebnie. Ale i tak było super!

Mariusz Borowski:
Uważam, że koncepcja rajdu nie jest głupia, ale wykonanie – poniżej pasa. Winę można zrzucić wyłącznie na organizatora. Tylko od niego zależało ułożenie oesów, przygotowanie tras... Nie przekonują mnie jego wyjaśnienia. Drogę przez Twilight Zone, która zajęła nam kilka godzin, skauci wytyczali dwa dni. Ale po drodze było co najwyżej pięć ściętych drzew! A reszta to bambusiki, po których można spokojnie jechać samochodem. Podejrzewam, że szwankowały im samochody i stracili czas na ich naprawę.
Nasz start – mógłby być lepszy. Ale jak na tak małe i lekkie auto nieźle wypadliśmy w pojedynku z tymi potworami. Maja sprawdziła się w dżungli - bez zwolnic, z małym silnikiem. Wielu nie chciało uwierzyć, że pod maską nie mamy żadnego turbo. I że to tylko 1.3 l. Do Polski nie wracam do końca rozczarowany – dżungla wywarła na mnie ogromne wrażenie, poznanie jej było wspaniałą przygodą.

Rafał Wójciński:
Plusy i minusy Rainforest Challenge... Plusem był oczywiście teren – ta odrobinka, którą mieliśmy okazję skosztować – rewelacja! Te lasy mają wielki potencjał, szkoda tylko że w tym roku nie został wykorzystany.
Minusy. Przede wszystkim chaos organizacyjny. A raczej brak organizacji. Niejasności, niewiedza sędziów, brak decyzyjności i totalny brak przepływu informacji. Zdarzało się, że nawet szefostwo rajdu nie potrafiło udzielić wiążącej informacji. Brak konkretnej formuły rajdu: czy to ma być przeprawa przez dżunglę, czy też mamy przejechać trasę przygotowaną przez organizatora. Organizator sam chyba nie jest pewien. A szkoda, bo miejsce to ma ogromne możliwości.
Wielka szkoda, jestem bardzo zawiedziony. Porównywanie Rainforest Challenge do Camel Trophy jest kompletnym nadużyciem. Przyjechałem tu po przygodę życia, a przeżyłem jedno wielkie rozczarowanie. I to wyłącznie z winy organizatora. Reszta była wspaniała – Malezja, dżungla, fajni, serdeczni ludzie, świetni zawodnicy... Naprawdę mogłaby to być wspaniała impreza! Wszystkie niedostatki rajdu mogłaby nam wynagrodzić przeprawa przez Strefę Mroku, ale nawet tego nie udało się przygotować.

Mariusz Kulak:
To była organizacyjna katastrofa. Szkoda że trzy tygodnie wyjazdu sprowadziły się do zaledwie dwóch dni fajnej jazdy. Czuję się nabity w butelkę.

Mirosław Kozioł:
Rajd oceniam jako bardzo ciężki. Spodziewaliśmy się jednak znacznie większych trudności. Mamy mnóstwo zastrzeżeń i jesteśmy rozczarowani organizacją zawodów, o której mówi się i pisze na całym świecie. Chaos organizacyjny na szczęście nie przysłonił nam pięknego otoczenia – nieprawdopodobnie bogata natura, nieprawdopodobnie trudne trasy. Cieszyły cudowne widoki i miejsca, do których w żaden inny sposób byśmy nie dotarli.

Mariusz Oparcik:
Na Rainforest Challenge byłem pierwszy raz i to co przede wszystkim rzuciło mi się w oczy to kiepska, czasem wręcz katastrofalna organizacja, nieprzygotowane trasy... Uczestnicy rajdu spodziewali się zupełnie czegoś innego: ciekawej przeprawy przez dżunglę, budowania mostów, współpracy, takiej prawdziwej, ciężkiej pracy w dżungli. Niestety żadna z takich rzeczy nie miała miejsca w czasie tego rajdu... Chciałbym przekonać Louisa, aby w przyszłości coś się jednak zmieniło. Tego oczekują nie tylko zawodnicy, ale i nawet zagraniczni sędziowie.
Rajd ten był dla nas tak naprawdę dopiero początkiem przygody. Jutro wyruszamy na kołach do Polski!
Chcemy wyjechać w godzinach rannych. Początek to Malezja i Tajlandia, które przejeżdżamy szybko, bo są dobre drogi. Przygoda zacznie się, gdy wjedziemy do Birmy. Konkretnej trasy jeszcze nie mamy, ale będziemy się kierować w stronę Nepalu. Następnie Indie, Pakistan, Iran, Grecja (gdzie na co dzień mieszkam i gdzie kilka dni odpoczniemy), a potem już prosto do Polski. Do końca stycznia planujemy znaleźć się w Grecji. Są kraje, które pokonamy szybko, ale przejazd przez Birmę, Indie czy Pakistan na pewno zajmie nam dużo czasu. Niebezpiecznie możemy być w Birmie, gdzie możemy spotkać w dżungli ugrupowania partyzanckie, walczące z wojskami rządowymi. Ale innej drogi nie ma...

(not. Arek Kwiecień)