Magam Trophy co roku jest inne. Ale co roku niezmiennie przyciąga na start najlepszych. W 2010 roku zawodnicy startujący w jubileuszowej edycji rajdu, „na rozgrzewkę” otrzymali zadanie czterokrotnego przejazdu przez potężne bajoro, po czym trudności – w trakcie kolejnych etapów – już tylko rosły. Prolog Magam Trophy 2011, który jest już za nami, w porównaniu do ubiegłorocznego był ledwie spacerkiem…

Wojtek Gołębiowski, który przestrzega, że tegorocznego „Miastko” będzie jeszcze trudniejsze niż w latach poprzednich, tym razem postanowił nieco łagodniej potraktować zawodników na starcie. Później już nie będzie tak lekko…

Na starcie zawodów stanęły ostatecznie 24 załogi. W trybie „last minute” na rajd zapisała się między innymi ekipa „Cobry” oraz świetny duet Zbigniew Peczyński – Łukasz Chołuj, który w ubiegłym roku długo liczył się w walce o zwycięstwo. Klasyfikacja rajdu tym razem podzielona jest na dwie tabele – nowością jest klasa Adventure (5 załóg), w której rywalizują auta wyposażone w wyciągarki elektryczne.

- Dzisiejszy prolog był super, bo jego celem nie było zakatowanie aut, ale dobra zabawa i rozgrzewka przed rajdem – zachwyca się Marcin Francuz, który dobrze wie, o czym mówi, bo sam jest organizatorem Polskiej Ligi Przeprawowej i słynnej Zmoty Challenge. – Bez katowania,  minutka w wodzie, więc nic strasznego. Nic nie przypominało ubiegłorocznej „wojny” na starcie rajdu. 

Zawodnicy na prologu pokonywali pętlę o długości około jednego kilometra, której clue stanowił znany już z poprzedniego roku rów z wodą. Tym razem jednak auta miały zadanie pokonać go wzdłuż, zaś wody było zdecydowanie mniej niż ostatnim razem, ale na pewno więcej niż po kolana (rok temu trasa prowadziła w poprzek, a na dodatek pętli było aż cztery). Kilka załóg z nieco gorzej wyposażonymi autami miało w rowie problemy, jedna z załóg na „dzień dobry” nawinęła sobie linę na półoś. Jednak większość zawodników, zwłaszcza z wyciągarkami mechanicznymi rów pokonała niemal z zamkniętymi oczami.

O jeździe „na kołach” można było jednak tylko pomarzyć – jeszcze przed zaatakowaniem przeszkody piloci pokornie brali linę w ręce i biegli do koparki, do której mogli ją podczepić. By nie było za łatwo, koparka stała oddalona od rowu o dobre 45 metrów. Gdy ktoś miał linę 40-metrową – miał poważny problem. – My na szczęście mamy dokładnie 46 metrów na  bębnie, więc starczyło „na styk” – śmieje się „Franc”. Komu liny zabrakło, musiał ją „sztukować”, lub starać sprytnie wjechać do rowu, tak aby pokonać mimo wszystko kilka zbawiennych metrów.

Zmaganiom przyglądały się – jak zawsze w Miastku – tłumy widzów, dla których organizatorzy przygotowali dodatkowe atrakcje: wesołe miasteczko, telebimy, a wieczorem o 20.30 ma się odbyć koncert Varius Manx.

Dla zawodników skończył się jednak już czas zabaw. O godzinie 22 rozpoczyna się etap nocny, który zapewne dla niejednej załogi będzie już na tym rajdzie etapem ostatnim…
Text: Arek Kwiecień, fot. Jacek "Balkon" Balk

Magam Trophy 2011 - wyniki prologu: