Dwugłos o Magam Trophy 2010

Lukaszewski_magamMarcin Łukaszewski:
Bardzo cieszymy się ze zwycięstwa w Miastku! Magam Trophy był dla nas najważniejszą imprezą w tym roku. Teraz będziemy koncentrować się na Pucharze Polski. Po ubiegłorocznym pechu (Suzuki Marcina i Magdy rolowała na finałowym oesie – przyp. AK) chcieliśmy odzyskać dobrą passę i udało się! Przez 5 dni zmagań jechaliśmy równym tempem, zawsze w czołówce – wygraliśmy 4 z 5 etapów. Oczywiście najbardziej obawialiśmy się o nasz samochód. Wiadomo – na „Magamie” wystarczy drobna usterka, godzina naprawy i już można żegnać się z nadziejami na wygraną. Na prologu wydawało nam się, że sprawdza się najczarniejszy scenariusz. Silnik przestawił się w tryb pracy awaryjnej i nikt nie potrafił dociec, co było tego przyczyną. Przez kolejne dni jechaliśmy na wpół sprawnym autem. Na I etapie nieustannie gasiłem i zapalałem silnik, który na chwilę odzyskiwał moc, a potem znów obwieszczał awarię. Przez to ciągłe przekręcanie kluczyka pod koniec rajdu uważałem, by nie wyciągnąć go ze stacyjki – była już tak wyrobiona, że mógłbym go z powrotem tam nie włożyć…

Po kilku dniach mieliśmy już sporą przewagę, ale nie odpuszczaliśmy, do końca „robiąc swoje”. Kto wie, co może przydarzyć się na ostatnim odcinku? Dlatego cały czas kręciliśmy możliwie jak najlepsze czasy. Gdy odkryliśmy, że finałowy trawers, który pokonał nas w ubiegłym roku, można pokonać bez podpinki, nie wahaliśmy się spróbować. To kolejne cenne minuty w naszym dorobku.

W tegorocznym rajdzie startowaliśmy dokładnie tym samym autem co przed rokiem. Ale już nie tak niezawodnym mimo kompleksowego remontu zimowego. W 2009 r. serwis ograniczał się od mycia szyb i podstawowego przeglądu. Teraz nieustannie mieliśmy coś do roboty. A to rozszczelnione ARB, a to luzy na wałach… Na pewno wpływ na to miała dużo trudniejsza trasa niż przed rokiem. Było mnóstwo głębokich przeszkód wodnych, a także błota w postaci „pływających traw”. Niejedna załoga urwała na nich linę. W wodzie raz poczuliśmy się bardzo niepewnie – auto wpadło kołem na pniak i zaczęło się niebezpiecznie przechylać. Byliśmy o włos od wywrotki. W pierwszych dniach rajdu lał deszcz – nam to nie przeszkadzało. To taka „rajdowa pogoda”. Czy leje, czy świeci słońce i tak zazwyczaj jesteśmy cali mokrzy… W tym roku jednak nie raz siedziałem po szyję w wodzie w miejscach, w których przed rokiem woda sięgała do połowy koła!

Jesteśmy zachwyceni organizacją  Magam Trophy. To według nas najlepsza impreza w Polsce. Dopięta na ostatni guzik, odbywająca się bez spóźnień, na wspaniałych trasach. Magam jednak to rajd sportowy, a nie impreza towarzyska na os. Liczy się czas, jak najlepszy wynik. Nikt nie powinien obrażać się na  to, że załogi nie zatrzymują  się do pomocy na trasie, jeżeli nie ma zagrożenia zdrowia, życia czy pewnej możliwości utraty sprzętu. Na bankiet i integrację jest czas po rajdzie.

Teraz czeka nas chwila odpoczynku. Ale krótkiego – wkrótce być może wypożyczonym autem staniemy na starcie Drezno-Wrocław. Jeśli się jednak na to nie zdecydujemy, w lipcu czeka nas Bobek Trophy.

Kufel_MagamRobert Kufel:
Niestety już pierwszy dzień rajdu ustawił całe zawody. Etap kończyliśmy z blisko godzinną stratą do Marcina i Magdy. Kto zna się ich klasę, ten wie, że staliśmy już na straconej pozycji. Ta godzina zrobiła się z „niczego” – kilkanaście minut straciliśmy, wyciągając z bagna Marka Temple. Tyle samo – naprawiając zerwany przewód paliwowy. Pech zresztą nie opuścił nas do samego końca. Na ostatnim etapie, gdy myślami byliśmy już na mecie, pękła drobna część w skrzyni biegów, blokując przełożenie na „trójce”. Nawet nie mogliśmy cofać autem – by nawrócić, musieliśmy korzystać z wyciągarki.

Czy drugie miejsce to dla mnie porażka? Nigdy w życiu! Traktuje je jako ogromny sukces, tym bardziej że trzecie miejsce na podium zajęła nasza druga załoga, jadąca klonem Grata! W tym roku nie wygraliśmy, ale to nie powód do zmartwień. Wszystko gra! Mam świetne auto i znakomitego pilota, doczekałem się serwisu potrafiącego pracować w najtrudniejszych warunkach. Kilka lat temu mogłem tylko pomarzyć o bardziej skomplikowanej naprawie w środku lasu. A teraz? Gdy zepsuła się skrzynia, chłopaki dotarli do nas na start kolejnego oesu, uruchomili spawarkę i raz dwa awaria była usunięta. Rozwijamy się w dobrym kierunku, jesteśmy coraz bardziej profesjonalni i oby tak było dalej! Magam to dobry prognostyk przed „Dreznem”. Przyszłość zapowiada się zresztą ciekawie, bo Dominik już myśli o kolejnej wersji „Grata” i pomrukuje, czym tu zaskoczyć rywali…:)

Magam to świetny rajd. Miastko z pewnością zasługuje na miano Mekki polskiego off-roadu. Są tu wspaniałe tereny, gwarantujące extrem do kwadratu. Na pewno będą tu przyjeżdżał w kolejnych latach. Tym bardziej że w bazie nie ma zasięgu sieci Orange, przez co nikt do mnie nie dzwoni i nie zawraca głowy. Wymarzone wakacje!:)

(not. AK)

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)