Bez kompromisów - I etap Magam Trophy 2009

Magam2009_2Zgodnie z przewidywaniami etap pierwszy Magam Trophy 2009 stał pod znakiem zaciętego pojedynku „kieszonkowej” Suzuki z potężnym Gratem 2. Załogę Suzuki nie stanowili jednak Jacek Ambrozik z Arkiem Najderem (zmagający się z zepsutym reduktorem), ale męsko-damski duet Marcin Łukaszewski i Magda Duchanik, którzy bez respektu stawili czoła faworytom: Robertowi Kuflowi i Dominikowi Samosiukowi.

Trasa poniedziałkowego etapu – podzielona na 2 oesy – wytyczona została w zupełnie nowym terenie – w okolicach Bobolic, gdzie Magam Trophy dotąd nie zaglądał. Nowa miejscówka mogła się podobać, bo nie zabrakło na niej niczego – od rzecznych przepraw, przed błotne rozlewiska, po mocno wychylone trawersy. Było więc – najkrócej ujmując – treściwie:)

Trudne przeszkody szybko zaowocowały awariami samochodów. Wspomniani już Ambrozja z Arkiem Najderem zaparkowali swoją Maję paręset metrów przed metą pierwszego oesu i pod czujnym okiem sędziów (pomoc z zewnątrz jest zabroniona) zabrali się do wybebeszania popsutego reduktora. Do bazy dość szybko powrócił Wrangler Rafała Płuciennika i Maurycego Wolnego, w którym urwał się przegub. Kłopoty z napędem i wyciągarką miał „Nietoperz”, ale nie przeszkodziło mu to w kontynuowaniu jazdy. Z kolei Grzegorz Głowacki zaliczył kontrolowaną wywrotkę – pospinany trytytkami jechał jednak dalej.

W porównaniu np. do ubiegłorocznej edycji Magam Trophy, rajd stał się bardziej kameralny, a atmosfera na razie dość senna. Załóg jest zdecydowanie mniej, w obozie jest pustawo i… cicho. Ponieważ trasa do łatwych nie należy, stawka zaczyna się już wykruszać; widać również sporą różnicę między kilkoma załogami jadącymi w czołówce, a maruderami niespiesznie podążającymi w ich ślady.

Do mety jeszcze jednak daleko i wiele się jeszcze może zmienić. Robert Kufel zwyciężający ostatnio rajd po rajdzie na pewno będzie walczył do końca o zwycięstwo. Czy sił starczy bezkompromisowej załodze Suzuki, której pilotka – obuta w piłkarskie „korki”, a od dziś z przepaską na oku po bliskim spotkaniu z gałęzią – nie waha się wskoczyć do rwącej rzeki, a jej partner – balansujący bez asekuracji nad przepaściami – wydaje się nie znać strachu? Zawodów z pewnością nie odpuścił jeszcze „Ambrozja”, który po przygodzie z reduktorem (pod koniec etapu pojawiły się również kłopoty z silnikiem) ma teraz dużą stratę do nadrobienia.

Wtorkowy etap zapowiada się tym bardziej interesująco, ponieważ dziś „ostatni będą pierwszymi” – kolejność startu będzie odwrócona.

Text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)