Koniec i bomba, a kto nie był, ten trąba! - Bałtowskie Bezdroża Dragon Winch Family 2018

„Na „dzień dobry” zawodnicy pokonywali kilkusetmetrowy odcinek poprowadzony po leśnej stromiźnie, którą co rusz przecinały jary i wąwozy. Auta zatrzymywały się na skraju przepaści, które wydawały się nie do pokonania, ale kierowcy bynajmniej nie rezygnowali z dalszej jazdy. Uwijający się wokół piloci szybko podpinali liny i – wydawałoby się – samobójcza próba zamieniała się w kolejne zaliczone zadanie...” - to jeden z częstych motywów relacji zamieszczanych na TERENOWO.PL z kolejnych edycji rajdu Bałtowskie Bezdroża Dragon Winch, który od lat przyciąga na start najlepszych off-roaderów w Polsce. Ale tym razem było zupełnie inaczej: rodzinnie, bezpiecznie, wypoczynkowo. Podczas BBDW Family, która miała miejsce w pierwszy weekend czerwca, załogi mogły się wreszcie zrelaksować, omijając szerokim łukiem budzące grozę odcinki specjalne, które tym razem służyły jedynie za atrakcję do oglądania i podziwiania, a nie pokonywania na kołach.   

IMG 0383Choć premierowa edycja Bałtowskich Bezdroży Dragon Winch – Family od początku była zapowiadana jako rajd rodzinny, na którym mile widziani są nieprofesjonaliści oraz SUV-y będące terenówkami tylko z nazwy, na trasie pojawiły się przeszkody stawiające przed uczestnikami nieco większe wyzwanie. Pierwszego dnia imprezy rajdowcy mieli do przejechania 60 kilometrów w terenie z budzącymi duże emocje przerywnikami w postaci zadań specjalnych, których zaliczenie wymagało już pewnych umiejętności off-roadowych (i nie tylko). Piaszczysta pętla pokonywana na  czas była sprawdzianem nie tylko szybkości, ale również delikatności jazdy – na mecie liczyły sekundy oraz... mililitry wody uronionej z wypełnionego po brzegi kubka trzymanego przez pilota. By zaliczyć fotopieczątki rozrzucone w jednym z kamieniołomów, należało już odważniej zaatakować kilka podjazdów i precyzyjnie manewrować po nierównościach (na zdjęciach musiał być uwieczniony pilot dotykający rękami pieczątkę oraz samochód – dla ułatwienia w roli pilota mogło wystąpić kilka osób). Dużo zabawy było również podczas prób wpasowania sylwetki auta w kontur wymalowany na filarze mostu – dla jednych była to bułka z masłem, niektórzy mieli już pewne problemy z wydostaniem się z błotnistej pułapki, a jeszcze inni pomysłowo zinterpretowali zadanie, pozując do zdjęcia bez auta, za to z całą załogą.     

Drugi dzień Family stał pod znakiem długiej, liczącej aż 140 kilometrów, terenowej wycieczki, prowadzącej śladami Witolda Gombrowicza, który zanim trafił na salony światowej literatury, swoje dzieciństwo spędził w Świętokrzyskim. Off-roaderzy odwiedzili między innymi Małoszyce, czyli miejsce narodzin pisarza, kościół we Wszechświętych, gdzie został ochrzczony, oraz dwór w Chocimowie, czyli dom rodzinny poety Mariana Ośniałowskiego, blisko spokrewnionego z twórcą „Ferdydurke” i „Transatlantyku”. Podróż miała walor nie tylko edukacyjny, ale również rozrywkowy – na kartach roadbooka co rusz pojawiały się wierszowane zagadki, których rozwiązanie umożliwiało na koniec dnia odgadnięcie hasła ukrytego przez organizatorów w krzyżówce. 

IMG 0413

W rajdzie terenowym off-road jest jednak na pierwszym miejscu i trzeba przyznać, że zarówno  pierwszego, jak i drugiego dnia imprezy każdy mógł się najeździć do syta poza drogami asfaltowymi. I – co warto podkreślić – zdecydowana większość trasy poprowadzona była ogólnie dostępnymi ścieżkami, co zadaje kłam twierdzeniu, że w Polsce „nie ma gdzie jeździć w terenie”. Póki asfalt nie zaleje wszystkich dróg gminnych i ścieżek leśnych udostępnionych do ruchu kołowego (a prędko to się nie stanie), turyści off-roadowi mogą spać spokojnie, a weekendami legalnie uprawiać swoje hobby. 

Nie samym off-roadem człowiek żyje (z czym pewnie niektórzy by polemizowali), dlatego na Family nie zabrakło również przerw na posiłki oraz atrakcji dla dzieci. Przyszłe pokolenie off-roaderów mogło skorzystać ze wszystkich uciech, jakie oferuje Bałtowski Kompleks Turystyczny, poczynając od zwiedzania JuraParku, Prehistorycznego Oceanarium, Zwierzyńca i Polski w Miniaturze, przez udział w animacjach na terenie Wioski Czarownic, a kończąc na nielimitowanym ujeżdżaniu rollercoastera. Każdy dzień kończył się spotkaniem integracyjnym wszystkich uczestników Family, na którym można była zawiązać lub odnowić znajomości, wymienić się wrażeniami z terenu lub porozmawiać o zbliżających się startach. Choćby w tym właśnie celu do Bałtowa zjechali tak znakomici off-roaderzy jak Marcin Małolepszy czy Sławek Kowalski, którzy „żadnych Bałtowskich odpuścić nie zamierzają”. 

Po dwóch dniach zabawy i wypoczynku odbyła się oficjalna ceremonia wręczenia nagród (oprócz „debeściaków” wyróżnienia otrzymały wszystkie załogi) połączona z aukcją charytatywną Fundacji Spełnionych Marzeń, na której rekordową kwotę wylicytowano za koszulkę reprezentacji Polski z autografem Roberta Lewandowskiego. 

– To były nieco inne Bałtowskie Bezdroża niż zwykle – mówi Marcin Szewczuk z Low Range Team, który dwa i pół miesiąca wcześniej po ciężkiej walce w śniegu i mrozie uplasował się na podium klasy ekstremalnej w jednej z najtrudniejszych edycji „Bałtowskich” w historii. – Wspaniale było spędzić ten czas z rodziną i przyjaciółmi. Dzieci były zachwycone atrakcjami, a my również najeździliśmy się do syta. Z mojej perspektywy trasa była prościutka, przygotowana pod każdy samochód – w sam raz na rodzinny wyjazd w teren. Słowa uznania należą się twórcom perfekcyjnie dopracowanego roadbooka (jedyny błąd skorygowany został SMS-em), dostępnego zarówno w tradycyjnej formie papierowej, jak i za pośrednictwem aplikacji RB Reader. Za ich sprawą moja żona, która po raz pierwszy nawigowała w terenie, nie popełniła ani jednej pomyłki. Wszyscy mieliśmy okazję wypocząć, a dzieci wyszaleć się z rówieśnikami. Znajomi, z którymi rozmawialiśmy, również oceniają imprezę w samych superlatywach. Jeśli Family odbędzie się w przyszłym roku, na pewno nas nie zabraknie. Przyjemnie jest spędzić czas w dobrym towarzystwie, niekoniecznie na sportowo, ale wciąż terenowo!

Obok stałych gości Bałtowskich Bezdroży w imprezie uczestniczyły również osoby, które na co dzień specjalizują się w zupełnie innym rodzaju off-roadu.

– W porównaniu do rajdów szybkościowych, w których startuję, jechaliśmy nieco wolniej, ale bawiliśmy się równie wyśmienicie – opowiada Marek Siarek, od kilkunastu lat odnoszący sukcesy w Rajdowych Mistrzostwach Polski Samochodów Terenowych. – By dotrzeć do Bałtowa, przejechaliśmy aż 600 kilometrów i nie żałujemy! Dla mojej turystycznej Toyoty trasa była jak znalazł. Oczywiście zdarzały się momenty, na przykład gdy pomyliliśmy drogę, że robiło się nieco trudniej, ale skończyło się na kilku rysach. Jestem zachwycony faktem, że miałem okazję off-roadowo spędzić ten czas z moją rodziną – żoną Alicją i synem Jeremim – a ona dobrze się bawiła. Mój syn twierdzi, że jazda w terenie jest sto razy fajniejsza niż po normalnych drogach!

Szacunek wszystkich budzili uczestnicy, którzy na trasy odważyli się wyjechać autami w stu procentach cywilnymi. Skoda KodiaQ, Audi Q7, Toyota RAV4 czy Jeep Grand Cherokee w niczym nie ustępowały jednak takich specjalistom jak Jeep Wrangler, Toyota Land Cruiser czy Land Rover Discovery.

– W naszym domu mamy auto przygotowane do wypraw w terenie (niedawno byliśmy nim w Rumunii), ale niestety tuż przed wyjazdem do Bałtowa odkryliśmy awarię, która zmusiła nas do przesiadki do Granda Cherokee – auta mojej żony, która porusza się nim na co dzień – opowiada Artur Pacuła, który na Family przyjechał wraz z małżonką Martą i synem Kajetanem. – Mamy taką umowę, że kto prowadzi auto, ten płaci za ewentualne awarie, więc tym razem za kierownicą usiadłem ja, a moja żona pełniła rolę nawigatora. Mimo szosowych opon poradziliśmy sobie bez niczyjej pomocy, a jedynymi stratami jest kilka rys na karoserii. „Bałtowskie” muszę pochwalić za dobrą organizację i pomysł połączenia wyjazdu w teren z elementami edukacji (liczne zabytki, twórczość Gombrowicza, przepiękna natura) i rodzinnej integracji. Bałtów jest mekką off-roaderów, kojarzy się z taplaniem w błocie, poważnym wyczynem, a tymczasem zaprezentował przed nami zupełnie inne, familiarne oblicze. Off-road ma w Polsce niełatwo – nie można wjeżdżać do lasów, niechętnie patrzy się na samochody terenowe z dużymi silnikami, ale takie imprezy jak Family dowodzą, że jest to wyśmienita, w pełni legalna forma rekreacji, która łączy rodziny w przeżywaniu wspólnej pasji. Oby takich więcej!

text i foto: Arek Kwiecień / Sigma Pro