Elektryczny Oscar eO osiągnął metę Dakaru!

Ich pomysł wydawał się zupełnie nierealny. OK, można zbudować auto z napędem elektrycznym, nawet wyposażone w napęd na wszystkie koła. Można taki wehikuł zgłosić do startu w Dakarze, można nim nawet wystartować, ryzykując, że jazda skończy się już na pierwszym etapie... Jednak pokonanie prototypowym pojazdem elektrycznym prawie 9 tysięcy kilometrów w skrajnie niesprzyjających warunkach jest już wyzwaniem absolutnie wyjątkowym. Łotysze z Latvian Rally Raid Team, którzy zbudowali OSCara eO, przejdą do historii jako ci, którzy jako pierwsi dotarli do mety Dakaru "zielonym" samochodem.

CZYTAJ TAKŻE: Dakar 2012: Łotewski OSCar eO - pierwsza elektryczna terenówka w historii Dakaru

Przypomnijmy - OSCar eO wyposażony jest w silnik elektryczny o nominalnej mocy 150 kW (maks. 235 kW) i momencie obrotowym 400 Nm (maks. 800 Nm), zasilany energią z 16 akumulatorów Winston Battery o łącznym napięciu 512 V i pojemności elektrycznej 52 kWh. Ponadto w aucie zamontowany jest tradycyjny silnik spalinowy, który nie jest jednak częścią układu napędowego, a służy jedynie za generator prądu - na wypadek gdyby akumulatory padły. Zdaniem konstruktorów OSCar jest jednak przygotowany do samodzielnego pokonywania dystansu 800 kilometrów bez postoju, a przy tym do osiągania prędkości 140 km/h.

Łotysze - Maris Saukans (inicjator projektu, doświadczony uczestnik Dakaru) i Andris Dambis (kierowca rajdowy, główny inżynier i kierownik projektu) spełnili obietnicę i dotarli do mety w Limie. Zajęli miejsce 77., czyli... przedostatnie, ale pokonali 100 załóg, którym ta sztuka się nie udała, oraz... wszystkich niedowiarków. – Jesteśmy z siebie bardzo zadowoleni – mówił w wywiadzie dla „TheChargingPoint” kierowca samochodu. – To było wspaniale doświadczenie, a my przez cały czas wiedzieliśmy, że możemy zaufać naszemu pojazdowi, który nadal jechał w jednym kawałku mimo bardzo ciężkich warunków.

Od początku łatwo jednak nie było. Już w drugim dniu rajdu awarii uległ układ chłodzenia, co zepchnęło Łotyszy na sam dół klasyfikacji, a to oznaczało start do kolejnych etapów z dalszych pozycji i kończenie rywalizacji już po zmroku. – Nie spaliśmy zbyt wiele – mówią dzielni zawodnicy. – Wielokrotnie przyjeżdżaliśmy na biwak już nad ranem, ale warto było się trochę poświęcić…

Trzeba przyznać, że logistycznie zespół świetnie wszystko zaplanował. Sam OSCar eO (z numerem bocznym 370) do Mar Del Plata doleciał samolotem, a na miejscu czekała na niego druga rajdówka z konwencjonalnym napędem (nr boczny 467) oraz ciężarówka T4. Oba OSCary większość trasy pokonały wspólnie, wzajemnie się ubezpieczając. Manewr ten okazał się szczególnie opłacalny przy odkopywania samochodów z piasku – w końcu co osiem rąk, to nie cztery…

Text: Arek Kwiecień, fot. Latvian Rally Raid, Maindru