Baja Saxonia 2011 - na mecie w komplecie

4. miejsce Jurka Bodziocha, 4. Wojtka Tolaka, 8. Huberta Odejewskiego i 13. Krzysztofa Ostaszewskiego (w swoich klasach) - oto plon występu polskich załóg na silnie obsadzonych zawodach Baja Saxonia 2011.

CZYTAJ: Baja Saxonia 2011 - podsumowanie i MEGAgaleria

ZOBACZ TAKŻE: Startuje Baja Saxonia 2011 – Wielkanocne bajanie

Niedziela

Niedzielny etap był szybszy i dłuższy w porównaniu do sobotniego. Zawodnicy stawiali już wszystko na jedną kartę, świadomi faktu, że meta jest już blisko. Nie wszyscy jednak zdołali do niej dotarzeć. Vitalij z teamu ORC tuż przed punktem CP zaliczył rolkę swoją Gelendą, która po chwili doszczętnie spłonęła. Załodze na szczęście nic się nie stało. Polacy w komplecie zameldowali się na mecie, a ich miny (w większości) zdradzały zadowolenie. Wszystkie trzy nasze załogi samochodowe uplasowały się w pierwszych dziesiątkach swoich klas. W "generalce" awansowała również ciężarówka Krzysztofa Ostaszewskiego, która w sobotę zmagała się z awariami. Już niebawem - podsumowanie rajdu i mnóstwo zdjęć naszego Specjalnego Korespondenta - Kamela.

Sobota

Sobotni poranek okazał się równie przyjemny jak dnia poprzedniego. Może nieco męczące były dźwięki silników motocykli i quadów, które już od piątej rano dawały się we znaki szczególnie tym, którzy dłużej pogłębiali znajomości w rajdowym obozowisku. Przewidziany na godzinę trzynastą start samochodów i ciężarówek wydawał się nigdy nie na stąpić. Poranek ciągnął się niemal w nieskończoność. Czas ten można było poświęcić na podglądnięcie, co słychać u konkurencji, jakie poprawki wprowadza lub jak bardzo czerwone oczy posiada.

Długie oczekiwanie na rozpoczęcie zawodów znalazło upust emocji już na starcie. Długa prosta na szutrowej, równej nawierzchni, pokazywała, kto jest zrywniejszy, kto ma lepszy refleks, a kto ma najmocniejszą „stadninę” pod maską. Dlaczego? Ponieważ start odbywał się parami i w tym miejscu zawodnicy mogli wywierać na sobie psychologiczną presję. Co ciekawe pięćdziesiąt metrów za startem znajdowało się skrzyżowanie, na które z prawej strony po około czterdziestu minutach zaczęły pojawiać się pierwsze załogi. Brzmi to dość enigmatycznie, ale już tłumaczę. Zawodnicy startowali w odstępach jednominutowych parami, a pierwszym dniu mieli do pokonania odcinek trzydziestotrzykilometrowy, ale raz sześć. Startujące ciężarówki przed samochodami wróciły po około czterdziestu minutach w okolice startu i tam znów włączały się na trasę. Takie rozwiązanie powodowało dość kontaktowe sytuacje, gdyż na starcie stało jeszcze sporo samochodów, kiedy pierwsi już zaczynali kolejne okrążenie.

Trasa okazała się bardzo zróżnicowana. To co zostało zaserwowane na początku było jedynie przedsmakiem trudności, na jakie natknęli się zawodnicy. Znalazł się zarówno ostry piaskowy podjazd, który wielu przysporzył problemów. Były wykroty skalne, które skutecznie studziły zapał szybkościowy udzielający się tak wielu. Niespodziewanie pojawił się minirów wypełniony błotnista mazią. Znajdował się on tuż po prostej, co powodowało, że pojazdy sunęły ze znaczną prędkością. Efektów końcowych chyba nie trzeba tłumaczyć. Ilość skoków i ich jakość mogłaby zaskoczyć niejednego skoczka narciarskiego. Długie proste o szutrowej nawierzchni wyzwalały w załogach złego zwierza, gdyż prędkości pośród niektórych załóg sięgały nawet ponad 180 km/h. Było widowiskowo, nie da się ukryć.

Co z naszymi załogami? Po pierwszym dniu najważniejsza informacja jest taka, że wszyscy dotarli do mety o własnych siłach. Z różnymi przygodami - mniejszymi lub nieco większymi. Sumaryczne 1300 KM poradziło sobie wyśmienicie z kopalnią odkrywkową węgla brunatnego. Ale po kolei. Załoga, która może pochwalić się sporym zainteresowaniem, zarówno wśród obserwatorów jak i zawodników, a o stronie medialnej nie wspominając, Fiat 500 Adela dzielenie pokonywała kolejne kilometry, które były nie tylko  testem pojazdu, ale i zgrania załogi z całokształtem przedsięwzięcia. - Samochód spisywał się bez zarzutu – opowiada Jerzy Bodzioch. – Fiat prowadzi się wyśmienicie i te tereny są idealne dla niego. Może poza odcinkiem z dużymi głazami, gdzie dało się słyszeć nieustanne uderzanie o podwozie. Nieustępujący kurz wzniecany przez ciężarówki, skutecznie utrudniał ich wyprzedzanie. Najważniejsze, że poprawione zestrojenie zawieszenia, dało szansę na szybsza jazdę. Rozsądny i nie przesadzony  w dniu dzisiejszym rekord prędkości to 127km/h.

Kolejna załoga, startująca w tej edycji Baja Saxonia, to team żeńsko/męski. Ciekaw  kobiecej opinii o imprezie rozmawialiśmy z Dominiką Odejewską. - Było fajnie oprócz trzech rzeczy. Po pierwsze wysiadło nam zawieszenie na początku rajdu, po drugie kurz, który powodował, że nieraz  musieliśmy się zatrzymać na niemal minutę, a trzecia sprawa to ciężarówki, które nie dawały się wyprzedzić. Na trzecim odcinku piętnaście kilometrów jechaliśmy właśnie za taką ciężarówką. Mimo bardzo głośnego sygnału nie chciała zjechać. Dodatkowo na pierwszym odcinku nie mamy zaliczonego waypointu, gdyż zaufaliśmy innym zawodnikom i źle pojechaliśmy. Gdyby nie ciężarówki byłoby super. 17 kilometrów było wolnych, dla porównania może to być RMPST Słomczyn, gdzie była tarka, która była mordercza dla zawieszenia. W innych partiach udało nam się osiągnąć 171 km/h. Jutro kolejny odcinek a co z zawieszeniem? Jeśli uda się napompować będzie dobrze, jutro ma być mniej dziur i ma byc szybciej. Nastawienie jest bojowe!

Załoga Wilka jest zadowolona z przejazdu. Komentuje Wojciech Tolak: - Super trasa, samochód spisał się wyśmienicie. Chcielibyśmy nieco dłuższej trasy. Bez awarii. Idziemy spokojnie odpoczywać przed jutrzejszy odcinkiem, który ma być szybki, choć my jedziemy zupełnie spokojnie i miarowo.

Niestety nasz "największy" przedstawiciel miał w dniu dzisiejszym pecha. - Na początku szło dobrze, później niestety uszkodził się przewód od chłodnicy oleju wspomagania. To spowodowało wyciek i ponad godzinny postój. Później złapaliśmy gumę, do tego zbyt luźno przymocowane kolo zapasowe zniszczyło wentylatory chłodnic silnika. Wysoka temperatura zmuszała nas do wolniejszej jazdy. Jutro jedziemy dalej, nie poddajemy się - mówi Krzysztof Ostaszewski.

Jak widać przy różnie sprzyjającym szczęściu załogi nie poddają się i nie tracą woli walki. W niedzielę ostatni dzień. Czas się wyspać. Znowu będzie się działo. Szybko będzie!
Text i foto: Kamel

Wyniki Polaków po I dniu Baja Saxonia 2011:

Klasa samochodów z silnikami o poj. < 2 l:
3. Jurek Bodzioch/Grzegorz Musiał - Fiat 500 - 05:26:07

Klasa samochodów z silnikami o poj. > 2 l:
5. Wojciech Tolak/Maciej Szurkowski - Mercedes G500 ORC - 04:24:23
10. Hubert Odejewski/Dominika Odejewska - UAZ 3.0 - 05:16:07 (ominięte CP)

Klasa ciężarówek > 7,5 t
16. Krzysztof Ostaszewski/Łukasz Piasecki/Wojtek Taras - Mercedes 1833 Zetros - 18:44:19

Wyniki Polaków po II dniu Baja Saxonia 2011 i klasyfikacja końcowa:

Klasa samochodów z silnikami o poj. < 2 l:
1. Birk Steinbrecher/Bent Steinbrecher - Lada Niva 1.7i - 04:47:31(czas II dnia) - 09:24:28 (czas suma)
...4. Jurek Bodzioch/Grzegorz Musial - Fiat 500 - 04:52:03 (czas II dnia) - 10:18:10 (czas suma)

Klasa samochodów z silnikami o poj. > 2 l:
1. Steffen Beier/Philipp Beier - Mercedes G30 CDI - 04:00:33 (czas II dnia) - 07:43:58 (czas suma)
...4. Wojciech Tolak/Maciej Szurkowski - Mercedes G500 ORC - 04:24:03 (czas II dnia) - 08:48:26 (czas suma)
...8. Hubert Odejewski/Dominika Odejewska - UAZ 3.0 - 04:35:31 (czas II dnia) - 09:51:38 (czas suma)

Klasa ciężarówek > 7,5 t
1. Harald Chemnitz/Torsten Möller/Kristin Chemnitz - IFA L 60 - 05:09:56 (czas II dnia) - 10:01:09 (czas suma)
...13. Krzysztof Ostaszewski/Łukasz Piasecki/Wojtek Taras - Mercedes 1833 Zetros - 06:13:14 (czas II dnia) - 24:57:33 (czas suma)

GALERIA Z SOBOTY:

Gal_sb

GALERIA Z NIEDZIELI:

Gal_nd