Rayo Expedition 2009 - niezapomniany tydzień w górach Albanii

Wszystkie najlepsze przygody w życiu są niezapowiedziane i trafiają jak piorun z jasnego nieba. Moim piorunem był dosłownie Piorun – prezes Rayo, wysłał mi maila, że jest impreza, zrozumiałem, że nie można jej tak przepuścić. Chodzi o Albania Expedition 2009 organizowane przez Rayo4x4 właśnie przez Pioruna. W momencie otrzymania maila zapadła decyzja, że trzeba jechać, ale jak jechać to tylko prawdziwymi off-roaderami – Land Roverami w większości Discovery. Samochód ten wydawał się odpowiedni do tego typu wojaży, jednak jego przygotowanie na trudy takiej trasy w naszym mniemaniu dawało wiele do życzenia. Tu z pomocą przyszedł Piorun, profesjonalnie przygotowując nasz samochód.

No, ale gdzie tak do końca jedziemy? Albania – no to od razu biegnę do mapy zawieszonej na ścianie i szukam... Hmm morze, góry – zapowiada się ciekawie. Wszystko zapakowane, ostatnie sprawdzenie życiowych płynów Landryny i w drogę. Po drodze na miejsce przez głowę przewijały mi się sceny i krajobrazy z wypraw z pod znaku Camel Trophy. Czy będzie podobnie, czy tak jak camel będzie to impreza łącząca ludzi? Jak się później okazało nie myliłem się za bardzo – na pewno integracja wśród nas była na najwyższym poziomie a co do krajobrazów to o tym za chwile.

Początek naszej wyprawy miał miejsce nad bajecznym jeziorem Plavskim w Czarnogórze. Od razu po wyjeździe z miasteczka Plav wjechaliśmy w polną drogę, która - jak się okazało - wiodła do granicy czarnogórsko–albańskiej. Plav miało być ostatnim miejscem, gdzie nasze opony dotykały asfaltu, poza pewnymi krótkimi dojazdówkami. Albania przywitała nas prowizorycznym przejściem granicznym, niezwykle ważnymi papierami wjazdowymi oraz kultowymi bunkrami typu grzybek. Zaczęło się! To naprawdę się dzieje – co chwila rzucają moi towarzysze podróży, tak rzeczywiście przejazd przez granice Albanii przekonał mnie, że wyprawa na dobre się rozpoczęła. To przecież pierwszy raz w tym kraju dla całej załogi naszego samochodu, co tłumaczyło ciągłe podekscytowanie.

Podekscytowanie rosło z minuty na minutę, przepiękne góry w jakie wjechaliśmy zatrzymywały niejednokrotnie dech w piersiach, a spędziliśmy w nich prawie cały tydzień. Nie umniejszając oczywiście unikalnym napotykanym po drodze jeziorkom i strumieniom, które to dostarczały nam nie tylko wody pitnej, ale również ochłody w czasie prawie 38-stopniowych upałów. Organizator zapewniał nam takie oazy spokoju i wytchnienia na trasie całej wyprawy, co było wielkim plusem, gdyż całodzienna jazda w tęgim pyle, jaki nam ciągle towarzyszył, była niesłychanie wycieńczająca. Po ciężkich dniach jazdy dało się wyczuć, że wszystko mamy dopięte na ostatni guzik, a Piorun zawsze wie, gdzie nas prowadzi. Obyło się więc bez zbędnego przebierania nogami w poszukiwaniu miejsca noclegowego czy biwaku, a mogliśmy w spokoju rozbić się i kolacjować we wskazanych przez niego miejscu.

Góry, które stanowią około 80% powierzchni całego kraju, były naszym domem przez cały tydzień. Niestety nie zawsze czuliśmy się tam tak bezpiecznie jak w domu, jazda górskimi „jednosamochodowymi” szlakami nie jest siedzeniem w wygodnym fotelu z kapciami na nogach. No ale przecież po to tam pojechaliśmy, aby zaznać trochę przygody. Całe niebezpieczeństwo wyprawy czyhało na drodze, natomiast ludność zwłaszcza ta górska była bardzo przyjazna i już po kilku chwilach spędzonych z nimi byli naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Dla człowieka który cały rok czeka tylko na taką wyprawę, każda chwila jest chwilą spełnienia, każda minuta była wyczekiwana i chce się ją przeżyć jak najlepiej. Niektórzy mówią, że z dala od cywilizacji człowiek dziczeje, jeśli to prawda to zdecydowanie chcę być najdzikszym człowiekiem na świecie. Góry, które nie noszą śladów komercjalizacji, były widokiem, jaki już można oglądać w naprawdę nielicznych miejscach, a Albania jest właśnie takim miejscem. W mojej głowie na długi czas pozostanie obraz tego surowego, ale jakże pięknego kraju. Niemniej jednak jest to kraj wielkich kontrastów, miasta pełne biedoty i ogólny niski poziom życia, ogarniający całe miasta slams, natomiast sieć komórkowa jest tam tak rozwinięta, że wszędzie, gdzie byliśmy, mieliśmy zasięg w naszych telefonach nawet w najdzikszych górach.

Albania urzekła nas od momentu, kiedy do niej wjechaliśmy, dla niektórych z nas powiewała nieco Rumunią dla innych Marokiem, definitywnie jest to niesamowita mieszanka, w której zakochaliśmy się na tyle, aby tworzyć plany powrotu. Tak jak już wcześniej wspomniałem tego typy wyjazdy zawsze przywołują wspomnienia o niezapomnianych rajdach z pod znaku Camel Trophy, Albania Expedition 2009 zdecydowanie mi przypominała ten rajd. 11 załóg prawie sobie nieznanych ludzi przez walki na trasie, codzienne ogniska i całonocne dyskusje przy ogniu pozwoliły nam poznać się i zdecydowanie pod koniec wyjazdu mogliśmy się nazwać jednym zespołem. Podsumowując, nasz samochód jest ciągle gotowy, my również – czekamy tylko na sygnał i w każdej chwili zbieramy się i jedziemy, bo takich przygód jak ta nigdy za wiele.
Mateusz Duliński