- Mój wilk ma wilczy apetyt - rozmowa z Wojciechem Tolakiem (2010)

Duet Wojciech Tolak i Maciej Szurkowski, startujący Mercedesem G500, znanym jako „Wilk”, w ubiegły weekend zwyciężył w silnie obsadzonym wyścigu H4/Baja Gothica w Toruniu. Z Wojciechem Tolakiem rozmawiamy o zawodach, jego samochodzie i planach na sezon 2010.

Arek Kwiecień: - Przede wszystkim chciałbym pogratulować zwycięstwa w zawodach H4/Baja Gothica, które odbyły się w ubiegły weekend. Nie dał Pan szans rywalom, z których większość zaliczana jest do ścisłej czołówki off-roadowej w Polsce.
Wojciech Tolak: - Nie ukrywam, była to bardzo udana inauguracja mojego sezonu. Co prawda nastawiałem się na dłuższe i bardziej wymagające zawody Baja Gothica, ale organizatorzy zostali zmuszeni zmienić ich formułę na wyścig typu H4x4. Nie jestem wielkim zwolennikiem ścigania się po pętli, ale postanowiłem, że spróbuję. Okazało się, że taka forma rywalizacji również jest całkiem ciekawa, choć 13-kilometrowa pętla to według mnie minimum. Faktycznie uczestnicy tej imprezy reprezentowali czołówkę polskiego off-roadu i dlatego walka w tak doborowym towarzystwie to prawdziwe sportowe wyzwanie. W trakcie zawodów nie miałem żadnych kłopotów; jak zawsze oczywiście mój Wilk miał wilczy apetyt.… Połykał około 50 l na 100 km. Całe szczęście, że bak w moim aucie ma 200 litrów, więc musieliśmy zatrzymywać się tylko raz na małe dotankowanie.

- Pański Mercedes G500, przebudowany przez firmę ORC, jest stworzony do tego typu zawodów…
- Na pewno jest przygotowany do rajdów cross-country, czyli wymagających raczej szybkiej jazdy w terenie. I on, i ja, i mój pilot, Maciej Szurkowki, preferujemy raczej dłuższe zawody, takie jak np. Transgothica Maraton. H4 Gothica do najdłuższych nie należała, ale też pozwalała 1450_IMG_1099rozwinąć duże prędkości. Na trasie, wytyczonej wokół Aeroklubu Toruńskiego, znajdowało się kilka długich prostych – piaszczystych bądź trawiastych. Naturalnymi spowalniaczami były poprzeczne rowy. Rywalizowaliśmy też na terenie piaskowni, gdzie samochody miały duże kłopoty w kopnym piasku. Były także elementy trialowe, gdy jeździliśmy między pniakami, po zwalonych drzewach. Fragment trasy prowadził również po torze motocrossowym. Była więc spora różnorodność; dla każdego coś miłego. Wiele samochodów poległo w tej rywalizacji z powodu awarii. My nie mieliśmy żadnych kłopotów – no może poza urwanym lusterkiem, którym uderzyłem w drzewo.

- Pokonał Pan wielu znakomitych zawodników. Który z nich najdrożej sprzedał swoją skórę?
- Tak, rywale byli pierwszorzędni. Wielu z nich było dużo bardziej doświadczonych ode mnie. Starałem się korzystać z doświadczeń lat poprzednich. Przez cały rajd utrzymywałem własne tempo. Ciężko powiedzieć, który z zawodników sprawił mi najwięcej kłopotów, bo po kilku okrążeniach pętli, trudno już było zorientować się, kto prowadzi, a kto został z tyłu. Dopiero na koniec pierwszego dnia zawodów dowiedzieliśmy się, że pokonaliśmy najwięcej okrążeń i jesteśmy liderami. Drugiego dnia staraliśmy się więc utrzymać naszą przewagę. Mieliśmy szczęście, ominęły nas awarie i mogliśmy do samego końca jechać bez przeszkód.

- To dopiero początek pańskiego sezonu 2010. Gdzie jeszcze planuje Pan wystartować w tym roku?
- W połowie maja na pewno stanę po raz kolejny na starcie zawodów Baja Saxonia – takich jakie lubię: szybkich i długich. Po raz pierwszy od kilku lat postanowiłem nie startować tym razem w rajdzie Drezno-Wrocław, który według mnie staje się coraz trudniejszy, bardziej przeprawowy. Ale oczywiście będę obecny na trasie w roli kibica. We wrześniu planuję start w Transgothica Maraton. Wcześniej wystąpię w Baja Gothica, jeśli organizatorzy zdecydują się na ich powtórkę. Chodzi mi również po głowie Afryka, być może zawody RMF Morocco Challenge, organizowane przez Alberta Gryszczuka, rajd El Chott, albo jakiś rajd z cyklu BAJA.

- Jest Pan jednym z nielicznych zawodników w Polsce startujących w rajdach Mercedesami, które skądinąd są bardzo popularne wśród np. niemieckich czy bułgarskich rajdowców…
- Spójrzmy na światowe armie: służą w nich UAZ-y, Mercedesy G, Land Rovery, Land Cruisery i Patrole. To świadectwo wytrzymałości i wartości tych samochodów. Ja zdecydowałem się na Mercedesa, który według mnie jest autem niezniszczalnym, wdzięcznym, a przy tym prostym w obsłudze. Moja rajdówka powstała na bazie seryjnego modelu G500, który został jedynie udoskonalony przez niemiecką firmę ORC. Auto jest dosyć ciężkie, ale takie mi odpowiada. Ma znakomitą moc, świetnie się prowadzi, jest bezawaryjne. Oczywiście jak przy każdym aucie sportowym trzeba ciągle coś przy nim robić, ale chodzi tu raczej o zwykłą obsługę, a nie jakieś poważne naprawy. Zamierzam ścigać się nim do końca jego żywota, czyli przynajmniej jeszcze przez kilka sezonów. Później albo sprawię sobie jego młodszą wersję, albo zobaczę, co wymyślą w ORC, gdzie w planach jest budowa G Klasy opartej na ramie przestrzennej. Tak czy siak – na pewno pozostanę wierny Mercedesowi.

Rozmawiał: Arek Kwiecień, fot. Arek Kwiecień / Sigma Pro
(01/05/2010)

{artsexylightbox autoGenerateThumbs="true" path="images/stories/Ludzie/TolakBG" previewHeight="67"}{/artsexylightbox}

Więcej o Mercedesach przeczytacie na portalu Mercedes4x4.plMerc_logo