Na Ładogę Trophy bez amortyzatorów?! Rozmawiamy z Marcinem Łukaszewskim

Marcin Łukaszewski i Magda Duhanik, czyli Off-roadsport Titanium Team, w sobotę po raz drugi w karierze rozpoczną zmagania w rajdzie Ładoga Trophy, o którego trudnościach krążą wśród off-roaderów legendy. W większości prawdziwe... (poza niedźwiedziami ludojadami – ale o tym później:). Tuż przed wylotem do Rosji złapaliśmy Marcina, by wypytać go o wszystkie szczegóły. 

ZOBACZ TAKŻE: No risk, no fun. Katarzyna Kaczmarska przed startem w Ładoga Trophy 2012


Arek Kwiecień: - Już w Rosji czy jeszcze w Polsce?


Marcin Łukaszewski: - Jeszcze w Polsce. Do Petersburga lecimy w piątek samolotem, ale samochód wyjechał z naszej bazy pod Olsztynem już we środę po południu. Do samego końca trwały przy nim gorączkowe prace, bo zdecydowaliśmy się na kilka konkretnych przeróbek specjalnie „pod Ładogę”, a z powodu licznych imprez (Magam, Puchar) nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Ale ostatecznie udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik.

- W porównaniu do ubiegłego roku, gdy na Ładogę ruszyliście prostu z Magamu, tym razem i tak chyba byliście w bardziej komfortowej sytuacji...


- Zgadza się, ale w ubiegłym roku nie szykowaliśmy się jakoś specjalnie na Ładogę. Wzięliśmy takie auto, jakim startujemy w Polsce na co dzień.

- Co specjalnego przyszykowaliście więc w tym roku?


- Priorytetem była niska waga i szerokie opony. Simexy zamieniliśmy na Swampery, przez co na każdej oponie zyskaliśmy po 5 centymetrów szerokości. Co ważne jednak, samo auto nie zwiększyło szerokości – nadal mamy 2 metry, bo koła „poszły do środka”. Najpoważniejszą modyfikacją był jednak całkowity demontaż FOX-ów...

- Jedziecie bez amortyzatorów???

- Tak, bo 4 amortyzatory to w sumie 64 kilo. Na Ładodze szybko się nie jeździ, więc auto postawiliśmy na... poduszkach.

- Szok!

- SAM zamienił się w wóz drabiniasty, skacze na drodze, ale da się nim jechać.

- Zyskujecie na wadze, ale kosztem amortyzatorów? Na pewno nie będziecie tego żałować?


- Jesteśmy dobrej myśli, bo na Ładodze z reguły nie rozwija się dużych prędkości. Oesy mają po kilkanaście kilometrów i wytyczone są w paskudnie ciężkim terenie. Przeżyjemy bez amorów.

- Ile ostatecznie zyskaliście na wadze?

- Nic! Bo Simex waży 40,5 kilogramów, a Swamper 55. Musieliśmy jakoś zniwelować te dodatkowe 14,5 kilo na każdej oponie. I stąd decyzja o wymianie amortyzatorów na poduszki. Mamy również lżejszą maskę i trapy z polietylenu. Teoretycznie więc mamy podobną  wagę co przed rokiem, ale za to lepsze, szersze opony. Z naszych obliczeń wynika, że mamy również o 300 kilo lepszą wyporność. Gdybyśmy pozostali przy Simexach, auto – by osiągnąć taki wynik – musiałoby ważyć 1350 kilogramów (a waży 1650 kg).

- Wyporność auta... Dla niektórych brzmi to egzotycznie. Czy mógłbyś wyjaśnić, dlaczego na Ładodze ma to tak kolosalne znaczenie?

- Największą trudnością rajdu są bagienne, pływające łąki, które pokonujemy, jadąc po kożuchu. W ubiegłym roku już pierwszy etap z taką 18-kilometrową „łączką” rozstrzygnął o losach zwycięstwa. Brakuje nam w Rosji „miasteckich” trawersów, na których z pewnością moglibyśmy zbudować przewagę. Ładoga to głównie błoto, błoto, czasem kamienie i wielkie głazy.

- Czy w takim razie nie myśleliście również o pozbyciu się innego balastu, czyli wyciągarki mechanicznej?

- Był taki pomysł, ale po pierwsze zabrakło już czasu, a po drugie z „mechanikiem” czujemy się bezpieczniej.

- W ubiegłym roku byliście debiutantami, tym razem wiecie już, czego się możecie spodziewać. Macie opracowaną jakąś strategię walki?

- Planujemy zacząć dużo spokojniej. Jesteśmy lepiej przygotowani i bogatsi w doświadczenie. W ubiegłym roku przed pierwszym etapem spuściliśmy powietrze w oponach niemal do minimum. Simex ładnie się rozłożył, ale nie spełnił naszych oczekiwań. Gdy kręciłem kierownicą, boki wyginały się, opona skręcała, a samochód stał w miejscu. SAM zupełnie nie chciał skręcać, a po łące nie da się jechać na wprost, trzeba nieustannie kluczyć. Walczyliśmy wówczas o przetrwanie tego oesu! Magda przez cały etap biegła po łące koło samochodu. Teraz powinno być znacznie lepiej.

- Magda jak zawsze w korkotrampkach?

- W tym roku już w tradycyjnym obuwiu sportowym, bo „korki” przydają się na trawersach i stromiznach, których w Rosji jest jak na lekarstwo.

- Wasi rywale również korzystają ze Swamperów?      

- W zdecydowanej większości tak. Finowie mają nawet dużo szersze opony od naszych, ale nie uważam, aby były one konieczne. Każdy ma swoje „patenty”... Faktem jest, że Finowie, którzy wygrali w ubiegłym roku, w Ładodze startowali już po raz szósty.

- Czy waga Waszych samochodów również jest porównywalna?


- Nie wiem dokładnie, ile waży ich auto, ale chyba słyszałem wartość 1680 kilogramów.  A więc ważymy podobnie. Gdzie było to możliwe, tam staraliśmy się odchudzić naszego SAM-a. Założyłem m.in. mniejszą i lżejszą chłodnicę, zrezygnowaliśmy z koła zapasowego, bo to dodatkowe 55 kilogramów...

- Co zrobicie w razie awarii?

- Nie zakładam awarii. Jeśli z przodu będzie kapeć, przekładam oponę z tyłu i jedziemy dalej.

- Rozumiem, że opony są zabezpieczone beadlockami?

- Tak i takie rozwiązanie sprawdza się znakomicie. Można jechać nawet przy ciśnieniu 0,2, a na Simexach już przy 0,4 nie było jazdy. Swamper ma sztywniejsze boki i ładnie skręca w każdych warunkach. Jedyne czego się obawiam, to pniaki... W miejscach zarośniętych krzaczorami w ogóle ich nie widać, a ich średnica dochodzi do 70 cm! W ubiegłym roku mieliśmy również niewielkie problemy z nawigacją, bo na rajdzie pozycja sczytywana jest co sekundę, więc gdy jechaliśmy z prędkością 100 km/h przez las, „uciekaliśmy” satelicie, a za każdy ominięty  punkt jest 1 godzina kary.

- Czyli na Ładodze da się szybko jeździć!

- Okazjonalnie. 500-700 metrów między jednym bagnem a drugim. Jedyny szybki oes wyznaczony jest na plaży, na którą specjalnie ubierzemy z powrotem FOX-y wraz z Simexami.

- A to sprytne! Pomyśleliście o wszystkim... Czyli w tym roku celem jest zwycięstwo w klasie Proto?

- W ubiegłym roku też było! (śmiech) Cel jest niezmienny – zawsze walczymy o wygraną! Wydaje się, że jesteśmy dobrze przygotowani, ale wypadki się zdarzają.

- Poprzednim razem byliście debiutantami, a teraz sami udzielacie rad i wskazówek innym.

-  Tego nam właśnie wówczas zabrakło. Na Ładogę 2011 jechaliśmy w ciemno, wierząc w opowieści o niedźwiedziach grasujących w lesie i całkowitym odcięciu komunikacyjnym od świata. Misiów ludojadów oczywiście nie było, a w wielu miejscach bez problemu można było złapać zasięg sieci komórkowej. Pod tym względem staraliśmy się pomóc Kasi Kaczmarskiej i Kamilowi Podolakowi, którzy będą walczyć w klasie ATV. Bać się nie powinni – znają się na jeździe przeprawowej, a quady bez większego problemu radzą sobie na dywanach: nie toną, łatwiej nimi manewrować, a zawodnicy mogą sobie wzajemnie pomagać. Większym wyzwaniem mogą być dla nich przeprawy przez wodne rowy.

- Ten rok rozpoczął się dla Was znakomicie. Trzy duże rajdy i trzy zwycięstwa...

- ...i chcielibyśmy kontynuować tę dobrą passę. Zobaczymy co los przyniesie.

- Motywacji nie tracicie?

- Podczas długich, czasem całodziennych przygotowań między rajdami bywa, że dopada nas znużenie, ale gdy stajemy na starcie zawodów, sił i ambicji nigdy nie brakuje. Na Ładodze damy z siebie 110 procent!

- Życzymy czwartego zwycięstwa i czekamy na doniesienia z Rosji! Powodzenia!:)


Rozmawiał: Arek Kwiecień, foto: Paweł Rosłoń

ZOBACZ TAKŻE: Błotni maratończycy. Polacy na starcie Ładoga Trophy 2012 | No risk, no fun. Katarzyna Kaczmarska przed startem w Ładoga Trophy 2012 | Trzech muszkieterów – Polacy na starcie Ładoga Trophy 2011. Rozmawiamy z W. Antoniukiem | Ładoga Trophy 2011 – dzień po dniu (część I) | Ładoga Trophy 2011 – dzień po dniu (część II) |
Wot Rossija - Ładoga Trophy 2003