Zwycięzcy za pan brat - Hadle Szklarskie - I runda Pucharu Polski 4x4 2003

Ruszyła druga edycja Pucharu Polski w Ekstremalnej Jeździe Samochodami Terenowymi OFF-ROAD PL – Trophy 4x4, której zadaniem jest wyłonienie najlepszej krajowej załogi specjalizującej się w off-roadzie przeprawowym. Pierwsza z czterech eliminacji rozegrana w Hadlach Szklarskich (okolice Łańcuta), mimo iż składała się tylko z dwóch, pozornie krótkich, bo kilkunastokilometrowych etapów, w rzeczywistości okazała się morderczym sprawdzianem, jakiemu poddane zostało morale zawodników, wytrzymałość sprzętu, a przede wszystkim niezawodność wyciągarek.

Ruszyła druga edycja Pucharu Polski w Ekstremalnej Jeździe Samochodami Terenowymi OFF-ROAD PL – Trophy 4x4, której zadaniem jest wyłonienie najlepszej krajowej załogi specjalizującej się w off-roadzie przeprawowym. Pierwsza z czterech eliminacji rozegrana w Hadlach Szklarskich (okolice Łańcuta), mimo iż składała się tylko z dwóch, pozornie krótkich, bo kilkunastokilometrowych etapów, w rzeczywistości okazała się morderczym sprawdzianem, jakiemu poddane zostało morale zawodników, wytrzymałość sprzętu, a przede wszystkim niezawodność wyciągarek.

W Pucharze Polski udział wziąć może niemal każdy właściciel samochodu 4x4, ale pewne jest, że nie każdy jest w stanie go ukończyć. Potężne opony z agresywnym bieżnikiem Mud Terrain, specjalne blokady mechanizmów różnicowych, mocarne, bardzo szybkie wyciągarki montowane z przodu i z tyłu samochodu, klatki bezpieczeństwa, które wytrzymać muszą niejedno dachowanie oraz „boczki”, czyli wywrócenie samochodu na bok, silniki wyposażone w snorkele umożliwiające ich zanurzenie w wodzie to niemal standardowy ekwipunek każdej ze startujących maszyn.

200 koni
Rajd w Hadlach Szklarskich rozpoczął się od widowiskowego prologu, który miał określić pozycje startowe każdej z załóg do pierwszego etapu. Kilkusetmetrowa pętla wytyczona pomiędzy drzewami pięknego, bukowego lasu polegała na pokonaniu stromego podjazdu, a następnie zjeździe tą samą trasą na linię startu. Próba miała charakter szybkościowy, ale tylko nielicznym udało się ją ukończyć bez użycia wyciągarek. Najlepszym przejazd zabrał zaledwie kilka minut i potwierdził zalety posiadania samochodów wyposażonych w bardzo mocne silniki. Obie najszybsze na tym sprawdzianie załogi: Grzegorz Broma – Łukasz Kulczycki oraz Wojciech Gołębiowski – Andrzej Derengowski dysponowały Jeepami Wrangler, które napędzane były czterolitrowymi, prawie dwustukonnymi silnikami benzynowymi.

Pogoda dla ekstremalnych

Pierwszy, właściwy etap rajdu rozegrany został – jak na Puchar Polski w ekstremalnej jeździe przystało – w bardzo trudnych warunkach. Pomijając już fakt, że zawodnicy na trasę wyruszali po zmroku, przeprawy nie ułatwiał im nieustannie padający deszcz oraz lekko dodatnie temperatury, które bardzo rozmiękczyły zmarznięty jeszcze niedawnymi opadami śniegu grunt. Pierwsze kilometry miały charakter rozgrzewkowy i prowadziły głównie drogami asfaltowymi oraz gruntowymi. Prawdziwie ekstremalnie zaczęło być po wjeździe do lasu, gdzie na zawodników czekały błotniste rowy, strome zjazdy i podjazdy oraz niebezpieczne trawersy. Odpowiedzialni za ułożenie trasy, występujący w roli współorganizatora rajdu, członkowie Jeep Clubu Rzeszów na czele z ich szefem, Arkadiuszem Bieleckim, którzy znają ten teren jak własną kieszeń, doskonale wiedzieli jakiego dokonać wyboru przeszkód, tak aby były one przejezdne, a jednocześnie aby sprawiły zawodnikom jak najwięcej problemów. Receptą na sprawne pokonanie zadanych trudności była bezbłędna współpraca kierowcy z pilotem, którzy co chwilę musieli ze sobą współdziałać, przepinając linę wyciągarki do kolejnych punktów asekuracyjnych. Jak to zwykle bywa na rajdach przeprawowych, urządzenie to okazało się podstawowym i kto wie, czy nie najważniejszym elementem wyposażenia. Jego awaria spowodowała na przykład godzinny przestój załogi Adam Polak – Piotr Wierciński, których Wrangler nie był w stanie w tej sytuacji wydostać się z błotnej pułapki.

Rajd wyciągarek
Najtrudniejszą przeszkodą na tym etapie rajdu był stromy podjazd wymagający nieustannego korzystania z dobrodziejstw elektrycznych Ramseyów, Warnów i Superwinchów, z którymi udanie rywalizowały mechaniczne wciągarki zaadaptowane do terenówek z samochodów ciężarowych. Ostatnim fragmentem nocnej trasy był przejazd wąwozem, którego dnem płynął strumyk. Niepozorna struga dokonała ostatecznej selekcji wśród bardzo już zmęczonych zawodników. W tym miejscu poległ na przykład Wrangler Bromy i Kulczyckiego, który stracił tylną oś. Ostatecznie najlepiej na nocnym etapie wypadał załoga Gołębiowski – Derengowski, których budzący szacunek wynik – dwie godziny i trzydzieści pięć minut - był o godzinę i dwadzieścia trzy minuty lepszy od drugich na mecie braci Barszczewskich. Mielczanie nie przywieźli jednak z sobą kompletu pieczątek, potwierdzających przejazd przez wszystkie wyznaczone przeszkody (za brak pieczątki należała się kara pięćdziesięciu minut) i w tej sytuacji drugie miejsce po etapie nocnym zajmowała inna rodzinna załoga braci Sawickich, którzy przyjechali z trzecim czasem, ale za to z wszystkimi pieczątkami.  

Pechowi faworyci
Etap dzienny rozgrywany był już przy dużo lepszych warunkach pogodowych. Wytyczając trasę, Jeepersi z rzeszowskiego klubu postawili na sześć blisko siebie leżących wąwozów, kryjących cały repertuar przeszkód. Po raz kolejny w ruch poszły wyciągarki, niektóre już mocno nadwerężone po nocnych zmaganiach. Efektem były kolejne awarie, które nie ominęły nawet faworytów do zwycięstwa – Gołębiowskiego i Derengowskiego. Lista pechowców była jednak dłuższa: uszkodzony został Land Cruiser Dariusza Pola i Tomasza Zagórskiego, Patrol Jacka Zaleskiego i Arkadiusza Pawełka oraz Wrangler Polaka i Wiercińskiego. Kropkę nad „i” w rajdzie postawił końcowy fragment etapu polegający na pokonaniu trawersem jednego z wąwozów, co w praktyce sprowadzało się do bezlitosnego holowania na wyciągarce samochodu położonego na boku.

Rozsądek górą!
Zwycięstwo w rajdzie przypadło ostatecznie jadącej bardzo równo i spokojnie załodze krakowskiego Jeepa Wranglera – braciom Michałowi i Wojciechowi Sawickim, którzy na etapie dziennym uzyskali najlepszy czas – trzy godziny i piętnaście minut. Ich świetna współpraca, a przede wszystkim rozwaga i doświadczenie spowodowały, że elektryczne wyciągarki, w które wyposażone było ich auto, nie uległy awarii, a dwuipółlitrowy silnik ich Jeepa poradził sobie z trzy- i czterolitrowymi jednostkami samochodów konkurencji. Drudzy na mecie, Maciej i Witold Barszczewscy również jechali samochodem o niewygórowanych osiągach – Defenderem 90 z dwuipółlitrowym, rzadko spotykanym na rajdach silnikiem Diesla. Trzecie miejsce na podium przypadło gliwickiej załodze Toyoty Land Cruiser: Piotr Gadomski – Rafał Ciepły.

Wygląda na to, że kolejna eliminacja Pucharu Polski, która rozegrana zostanie w Miastku, będzie jeszcze bardziej interesująca. Swój start zapowiadają między innymi zwycięzcy tegorocznego Rainforest Challenge – bodaj najtrudniejszego na świecie rajdu przeprawowego – Anglicy Simon Buck i Matthew Cook, a w roli obserwatora do Polski przyjedzie prawdopodobnie dyrektor tego rajdu – Luis Wee.

text: Arek Kwiecień, foto: Daniel Suchomski

SawickiZnamy się doskonale...

Z Michałem Sawickim, zwycięzcą I eliminacji Pucharu Polski w Ekstremalnej Jeździe Samochodami Terenowymi w Hadlach Szklarskich, rozmawia Arkadiusz Kwiecień.

- Jak oceniasz rajd w Hadlach Szklarskich?
- Bardzo pozytywnie. Trasa była zróżnicowana i kryła wiele przeszkód. W sukurs organizatorom przyszła pogoda, bo na tydzień przed rajdem spadł śnieg, który do czasu rajdu roztopił się, „produkując” mnóstwo błota. W rezultacie zawody, w których uczestniczyliśmy, przemieniły się w „rajd wyciągarek”. No, ale na tym przecież polega off-road...

- Który z momentów na trasie był w Twojej opinii najtrudniejszy?
- Bezwzględnie stromy i długi podjazd, z którym zmierzyliśmy się na etapie nocnym. Mieliśmy tam awarię elektryki, z którą na szczęście udało nam się samodzielnie i w miarę szybko uporać.

- Na rajdach startujesz Wranglerem z dwuipółlitrowym silnikiem. Jak widać, można nim udanie rywalizować z dużo mocniejszymi autami.
- Moc, którą dysponuję, jest dla mnie w zupełności wystarczająca. Dodatkowe konie mechaniczne bywają zgubne, grożąc uszkodzeniem mechanizmów napędu. Taki silnik powoduje, że jeżdżę „z głową”. Dzięki temu przez trzy lata, odkąd używam Wranglera, nie zdarzyła mi żadna poważniejsza awaria. Odpukać...

- Wraz z bratem tworzysz team rodzinny. Czy jest to dobre rozwiązanie?
- Nie wyobrażam sobie startów z innym pilotem niż mój brat. W tym sporcie bardzo ważne jest wzajemne zaufanie, a my jeździmy razem już dostatecznie długo, aby znać nasze możliwości. Zaczęliśmy naszą przygodę z rajdami przeprawowymi od wspólnego startu przed dwoma laty w OFF-ROAD PL Trophy 4x4 w Miastku, kiedy były to jeszcze samodzielne zawody, na których zajęliśmy trzecie miejsce. I tak już nam zostało...   

Artykuł opublikowany w czasopiśmie "Giełda Samochodowa", nr 34/2003 (790) z dnia: 29 kwietnia 2003 roku.