King of the Hammers 2016 - powrót króla Millera

Po odniesieniu zwycięstwa King of the Hammers 2012 Erik Miller kilkukrotnie był bliski powtórzenia sukcesu, ale zawsze coś stawało mu na przeszkodzie. Jego zła passa zakończyła się wreszcie w ostatni weekend, kiedy znów okazał się najlepszy w gronie 110 czołowych kierowców terenowych w USA. Na mecie był podwójnie szczęśliwy, bowiem został nie tylko zwycięzcą King of the Hammers 2016, ale również... - wręczając pierścionek zaręczynowy wybrace swojego serca - narzeczonym.

Po odniesieniu zwycięstwa King of the Hammers 2012 Erik Miller kilkukrotnie był bliski powtórzenia sukcesu, ale zawsze coś stawało mu na przeszkodzie. Jego zła passa zakończyła się wreszcie w ostatni weekend, kiedy znów okazał się najlepszy w gronie 110 czołowych kierowców terenowych w USA. Na mecie był podwójnie szczęśliwy, bowiem został nie tylko zwycięzcą King of the Hammers 2016, ale również... - wręczając pierścionek zaręczynowy wybrace swojego serca - narzeczonym.

Tym samym Erik Miller dołączył do elitarnego grona trzech innych kierowców, którzy również dwukrotnie triumfowali w Johnson Valley: Shannona Campbella, Lorena Healy oraz Randy'ego Slawsona. W USA zawody King of the Hammers uznawane są za najtrudniejszy jednodniowy wyścig pustynny na świecie, a sławą konkurują jedynie z Baja 1000.

Tegoroczna edycja rajdu miała krótszą niż w ubiegłym roku trasę o długości 283 kilometrów (w porównaniu do 354 km). Mimo to nawet Erik Miller stwierdził na mecie, że jeszcze nigdy w życiu nie był tak zmęczony po zawodach. - Nie wiem, jak organizatorom to się udało. Trasa była krótsza, ale jeszcze trudniejsza niż zwykle - kręcił głową.

Formuła King of the Hammers jak zawsze stanowiła połączenie rajdu pustynnego w stylu cross-country z ekstremalnie trudnym rockcrawlingiem. Na zawodników czekały złowieszczo brzmiące przeszkody takie jak Jackhammer, Chocolate Thunder czy Wrecking Ball. Kierowcy musieli wykazać się umiejętnościami zarówno szybkiej jazdy z prędkością 160 km/h, jak i precyzyjnej wspinaczki po skałach. Ich maszyny w niemal cudowny sposób łączyły zdolności do poruszania się w krańcowo odmiennych warunkach terenowych. Oglądając relację na żywo, na którą Was zapraszaliśmy w zeszły piątek, można było zobaczyć nawet takie figury, jak rolowanie przez dach z lądowaniem na kołach, co nawet na moment nie przeszkodziło kierowcy w kontynuowaniu dalszej jazdy.

Erik Miller na trasę ruszył z odległej 27. pozycji, którą wywalczył w kwalifikacjach. Już po pierwszym okrążeniu był piąty, a niedługo później objął prowadzenie. Na finałowym odcinku rockcrawlingu uciekł Jasonowi Schererowi na dystans ponad 20 minut i nie pozwolił się już dogonić aż do mety. Trzecie miejsce wywalczył Raul Gomez, a czwarte - z blisko godzinną stratą - Shannon Campbell.

Jak w każdych zawodach końcowy rezultat ma ogromne znaczenie, ale dla wszystkich off-roaderów najważniejsza była możliwość wzięcia udziału w tym wyjątkowym wydarzeniu. Wielu z nich spędziło w terenie prawie pół doby, wzajemnie sobie pomagając w najtrudniejszych chwilach. Do mety dotarło tylko 31 załóg - reszta nie zmieściła się w czasie, lub została pokonana przez awarie. 

AK, fot. Jason Zindroski of HighRev Photography / Race-Dezert.com

2016 Nitto King of the Hammers:
1. Erik Miller – 7:30:55
2. Jason Scherer – 7:55:28
3. Raul Gomez – 8:23:55
4. Shannon Campbell – 8:26:22
5. Bailey Campbell – 8:46:15
6. Jason Shipman – 8:52:38
7. Brian Caprara – 9:9:44
8. Randy Slawson – 9:22:54
9. Macy Higgins – 10:49:55
10. Clay Gilsrap – 11:22:53